Każdy ma swój sposób na rosół. Niektórzy dodają kapustę, inni dodają przyprawy typu "warzywko". My podpatrzyłyśmy u taty opalaną cebulę "dla poprawy smaku" i dodatek łupin cebuli "dla koloru". I to się zawsze sprawdza. Rosół musi gotować się powoli, na wolnym ogniu przez około 2 godziny.
Jako dodatek postanowiłam zrobić makaron naleśnikowy. Inspiracją był dla mnie makaron, który - również z rosołem - jadam czasem w naleśnikarni Manekin.
Z podanych proporcji wychodzi ok. 8 średnich naleśników - po pokrojeniu ilość makaronu wydaje się pokaźna, ale jak doświadczenie pokazuje... na pewno będą dokładki :)
SKŁADNIKI:
Rosół:
- oprawiony korpus kurczaka (ze skórą), jedno podudzie, szyjka
- 2 litry wody
- 2-3 marchewki
- 1 pietruszka + kilka listków natki
- 1/2 małego selera
- kawałek pora
- 4 kulki ziela angielskiego
- 3 listki laurowe
- 1,5 łyżki soli
- 8 kulek pieprzu :)
- łyżeczka suszonego lubczyku
- opalona cebula (mała, obrana)
- łuski cebuli
- szklanka mąki pszennej
- szklanka mąki pszennej pełnoziarnistej
- 4 jajka
- 2 szklanki wody gazowanej
- 2 łyżki oliwy
- płaska łyżeczka soli
- łyżka suszu pietruszki
Miałyśmy całego kurczaka do dyspozycji, więc wybrałyśmy te trzy części do rosołu (można oczywiście wybrać inne części kurczaka, ale muszą być dosyć tłuste). Trzeba dobrze opłukać mięso, zalać zimną wodą i postawić na średnim ogniu. Po zagotowaniu zebrać pianę z wierzchu i dodać włoszczyznę, ziele angielskie, listki laurowe, kulki pieprzu, łyżkę soli, opaloną małą cebulę (nad palnikiem, świeczką lub na patelni) i łuski cebuli. Zmniejszyć ogień. Gotować ok. 2 godzin, pod koniec gotowania dodać natkę pietruszki i lubczyk i pół łyżki soli. Wyłowić opaloną cebulę i łuski.
Wszystkie składniki na makaron zmiksować na gładką masę. Smażyć na suchej patelni cienkie, dosyć blade naleśniki. Odstawić na jakiś czas, by ostygły, po czym pokroić na paski ulubionej szerokości.
Makaron zalewać gorącym rosołem i od razu podawać :)
choć za rosołem nie przepadam (standardowy obiad niedzielny) to makaron naleśnikowy brzmi świetne :)
OdpowiedzUsuńFajnei wygląda, tak orientalnie:)
OdpowiedzUsuńJa rosołu raczej nie robię (w domu na wsi Babcia robi), ale czasem ku pokrzepieniu serc, trzeba:)
Taki rosół podałam na pierwszy proszony obiad dla teściów i rodziców.
OdpowiedzUsuńA miód rzeczywiście zwalcza wirusy i bakterie, ale nie można dodawać go do wrzątku. Rozpuszczamy go w maks. 60 st. C, ale pewno o tym wiesz. Pozdrawiam i życzę dużo zdrowia!
Świetny pomysł na makaron. Podoba mi się. Nigdy nie robiłam sobie własnego makaronu. Może czas zacząć.
OdpowiedzUsuńŚwietny makaron! Przypomniałaś mi o tych omlecikach do rosołu, a rosół u mnie właśnie pyrka na kuchence.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Uwielbiam i makaron naleśnikowy i rosół! Chyba jutro ugotuję, bo za mną chodzi.A Twój dodatkowo mnie zachęca.
OdpowiedzUsuńJeśli się nie mylę to taki rosół nazywa się po wiedeńsku i pewnie niewiele ma współnego z Wiedniem. Ale napewno jest pyszny i wspaniale wygląda:)
OdpowiedzUsuńDziewczyny na chorobę polecam Wam pewien szczególny miód - spadziowy miód iglasty! Mi pomaga nawet w sytuacjach kryzysowych, z cytryna i imbirem postawi na nogi nawet najbardziej chorowitych :)
OdpowiedzUsuńrosolek uwielbiam:) a pomysl na makaron nalesnikowy sobie zapisalam i wyprobuje:)
OdpowiedzUsuń@Edith - u nas też to był to tradycyjny niedzielny obiad i dopiero niedawno wrócił do łask :)
OdpowiedzUsuń@Atria C - najlepszy rosół jadłam właśnie u babci - muszę przyznać, że babcie mają największy talent do rosołów :)
@mikimama - wiem, wiem, zawsze dodaję miód do lekko przestudzonej herbaty, gdzieś już o tym przeczytałam :)
@wiosenka27 - nie słyszałam o takiej nazwie, nawet ją wygooglowałam z ciekawości i nic mi nie wyskoczyło, ale może to jakaś nazwa własna w restauracji
@Marta - tym miodem mnie zaciekawiłaś :) poszukam :)
przepyszny jest taki rosołek. :)
OdpowiedzUsuńjest to austriacka frittatensuppe :-)
@Anonimowy - dzięki - nie znałam tej nazwy ;)
OdpowiedzUsuń