wtorek, 26 lipca 2011

Żółta cukinia nadziewana krewetkami i oliwkami

U naszej mamy w ogrodzie "klęska urodzaju"... cukinie, buraczki, marchew w ilości nie-do-przejedzenia. Całe szczęście, że mieszczuchy takie jak ja przyjeżdżają co jakiś czas na spokojne przedmieścia i zabierają tyle ile zdołają udźwignąć, by obdarować płodami ziemi innych mieszczuchów :) Dla siebie wzięłam tylko dwie żółte cukinie i garść kwiatów, żeby w krótkiej przerwie między jednym a drugim pakowaniem móc wszystko z wielką radością wykorzystać - bez obaw, że coś się zmarnuje. Mam jednak takie przeczucie, że cukinie pojawią się na tym blogu w tym sezonie jeszcze kilkakrotnie. Ja tymczasem się pakuję, może podczas kolejnego wyjazdu uda mi się coś ugotować!

ps. Dziękuję Kamili i Karmel-itce za wyróżnienie, ale ponieważ nasz blog jest dwuosobowy z kontynuacją blogowej zabawy poczekam na Izkę :)
ps2. Bernice, Król, Kotomkrytykom też dziękuję :)

SKŁADNIKI: 
  • 2 średnie, żółte cukinie (zielone oczywiście też się sprawdzą)
  • 25 dag krewetek tygrysich - bez ogonków, obranych, sparzonych
  • dwie łyżki pokrojonych oliwek kalamata
  • 1 średnia cebulka
  • duży ząbek czosnku
  • kieliszek (150 ml) wina - białego, półwytrawnego
  • 5-6 łyżek śmietany kremówki
  • 2 łyżki oliwy z oliwek
  • łyżka masła
  • 50 g dobrego, żółtego sera
  • sól
  • pieprz
  • natka pietruszki lub tymianek

PRZYGOTOWANIE:
Piekarnik nagrzać do temp. 200 stopni. Cukinie przekroić na pół, nasmarować łyżką oliwy i oprószyć solą i pieprzem. Wstawić na 15 minut do piekarnika.
Wyjąć, wydrążyć - miąższ zachować (chyba, że cukinie miały już dużo pestek - jeśli tak, to trzeba je oddzielić i zostawić tylko miąższ).
Na patelni rozgrzać masło i łyżkę oliwy. Wrzucić cebulkę pokrojoną w piórka i smażyć ok. 3 minut. Dodać czosnek, a po chwili wino. Podgrzewać ok. 5 minut aż wino zredukuje objętość i wrzucić umyte, osuszone i obrane krewetki i pokrojone oliwki. Podsmażyć ok. 5 minut, w międzyczasie przewracając krewetki. Dodać miąższ z cukinii (odsączony) i 5-6 łyżek gęstej śmietany kremówki. Zostawić na ogniu kilka minut, by sos zdążył się zredukować. Doprawić solą i pieprzem.
Krewetkami napełnić łódki cukinii, posypać odrobiną sera - włożyć do piekarnika na 10-15 minut (zależy na jak miękkiej cukinii Wam zależy) - można użyć opcji grill.
Podawać posypane natką pietruszki / tymiankiem i świeżo zmielonym pieprzem. Przyda się też kawałek pieczywa, by usunąć nadmiar sosu :)





środa, 20 lipca 2011

Gorąco? Lemoniada z miętą

Dzisiaj szybko i prosto :) Ten post trochę poczekał na publikację, bo w końcu każdy ma swój przepis na lemoniadę, która odświeża, orzeźwia i stawia na nogi. Jednak im cieplej i duszniej tym częściej dzbanek takiej lemoniady ratuje mi życie, zwłaszcza, że mięta w ogródku naszej mamy w taką pogodę rośnie błyskawicznie i roztacza swój aromat w zdecydowanie kuszący sposób. Taki napój jest cudowną alternatywą dla butelkowanych herbat "bez konserwantów" i "prawdziwej" lemoniady wyprodukowanej z zagęszczonego soku.
W wersji z miodem, limonką i miętą sprawdzi się też schłodzona zielona lub biała herbata (ale nie może być zbyt mocna).

SKŁADNIKI:
  • 2 l wody 
  • 1 duża, soczysta cytryna
  • 1 limonka
  • 5 łyżek płynnego miodu
  • mięta (spora garść listków - najlepiej świeżej mięty)
  • do podania: kostki lodu
PRZYGOTOWANIE:
Wodę zagotować. W dzbankach plastikowych lub szklanych umieścić liski mięty. Zalać wrzątkiem. Gdy lekko przestygnie dodać miód, wcisnąć sok z całej cytryny i wymieszać. Wkroić plasterki limonki. Schłodzić. Podawać z kostkami lodu. 





niedziela, 17 lipca 2011

Wytrawne muffiny - cheddar + chorizo

Od wczoraj przypominam sobie jak przyjemnie jest "zdzierać" głos, śpiewając. Dobrze jest przypomnieć sobie o talencie, który choć drzemie, nie zginął wraz z latami braku ćwiczeń. Wystarczy tylko znaleźć odpowiednią piosenkę, o właściwej tonacji i podkład bez linii melodycznej. Może jakieś karaoke? :)
Od rana balkon otwarty na oścież, ciepło i wiatr wdziera się do mieszkania... tę piosenkę Adele śpiewam na głos. Podwójny, silniejszy oddech. Lepszy apetyt i lepszy humor, mimo samotności. W tym śpiewającym nastroju warto coś upiec!
Oto tuzin wytrawnych muffinek, które upiekłam po to, żeby samą siebie do nich przekonać, bo dotychczas to Izka "przodowała" w tego typu kombinacjach. Udało się... są naprawdę niezłe - puszyste, słone, z kawałkami dobrej kiełbasy. Dobre z czosnkowym sosem (co właśnie w tej chwili testuję). Uwaga - mają dużą szansę, by sprawdzić się jako idealne danie piknikowe! :)

Wytrawne muffiny z cheddarem i chorizo
SKŁADNIKI: 
(inspiracja: blog Przepisy Nigelli Lawson
przepis zmodyfikowany:)) 

(12 średnich muffinek)
  • 2 szklanki mąki pszennej
  • 2,5 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 0,5 łyżeczki sody
  • 1 łyżeczka soli
  • 1 łyżeczka musztardy w proszku
  • 0,5 szklanki startego Cheddara + do posypania (razem ok. 100 g)
  • 6 łyżek oleju roślinnego
  • 200 ml śmietany 12 %
  • 0,5 szklanki mleka
  • 1 duże jajko
  • 2 łyżki sosu Worcestershire + kilka kropel na wierzch
  • 80 g kiełbasy chorizo - lub innej ostrej, np. węgierskiej
PRZYGOTOWANIE:
W jednej misce wymieszać mąkę z proszkiem do pieczenia, sodą oczyszczoną, solą i musztardą w proszku. W drugiej pozostałe składniki, najlepiej przy użyciu miksera - drobno starty cheddar, olej, śmietanę, mleko, jajko i sos Worcestershire. Wlać mokre składniki do suchych, wymieszać. Dodać pokrojoną w półplasterki kiełbasę i wymieszać raz jeszcze - nie trzeba się przejmować grudkami w cieście - to cały urok muffinek :)
Piekarnik rozgrzać do temp. 200-210 stopni. 
Formę nasmarować lub wyłożyć papilotkami. Nakładać ciasto do wysokości ok. 3/4 papilotki. Wstawić do piekarnika na 20 min. Wyjąć, posypać cheddarem i polać kilkoma kroplami sosu Worcestershire i wstawić jeszcze na 5 minut. 
Najlepsze są lekko ciepłe (ale nie gorące!). Idealne na piknik :)







































Przepis bierze udział w lipcowej odsłonie konkursu "Wybory kulinarnego bloga roku".

sobota, 16 lipca 2011

Lekka sałatka z gruszką i gorgonzolą

Wszyscy na wakacjach? Ja jeszcze mam tylko weekendową namiastkę - czytanie na bulwarze nad Wisłą (jak skończę napiszę Wam o książce, która mnie porwała), mrożona kawa w ulubionej kawiarni i myśli i uczucia za duże, by pomieściły się w jednej głowie i jednym sercu. Czy to minie? Wiatr tego nie wywieje, upał tego nie wypali. Po prostu wiele się zmienia i jakoś trzeba to przetrwać. Nic tak dobrze nie robi na poplątane myśli i skołatane uczucia jak coś pysznego...

Ostry, pleśniowy ser i słodka soczysta gruszka lubią się... i to bardzo. Zapiekane, przekładane, wymieszane - w wielu różnych odsłonach. Można takie połączenie pokochać od pierwszego kęsu, ale można też znienawidzić. Całe szczęście - w moim najbliższym otoczeniu nie ma nikogo, kto kręciłby nosem na taką sałatkę, dlatego robię ją często, stosując zamiennie gorgonzolę z lazurem z niebieską pleśnią. Można ją zrobić na młodych listkach szpinaku, albo na miksie sałat z roszponką. A do porcji M. dorzuciłabym garść czarnych oliwek, które uwielbia.
Na ciepłe dni i uśmiech na twarzy - idealna!

SKŁADNIKI 
(2 porcje) 
  • cztery garście liści szpinaku lub mieszanki sałat
  • 150 g gorgonzoli (lub sera lazur)
  • 2 gruszki 
  • garść orzechów (włoskich lub pekanów)
dressing
  • łyżka płynnego miodu
  • łyżka oliwy z oliwek
  • pół łyżki soku z cytryny
  • łyżka wody
PRZYGOTOWANIE:
Na każdym talerzu ułożyć po dwie garści listków szpinaku (lub listków różnych sałat - raddichio, karbowanej, roszponki). Gruszkę pokroić na półplasterki i ułożyć na sałacie. Dodać pokrojony w kostkę ser i posypać orzechami. Wszystkie składniki na dressing wymieszać i polewać gotowe porcje.
Tej sałatki zazwyczaj nie przyprawiam - nawet solą i pieprzem - słodko-kwaskowy dressing jest wystarczającą "przyprawą" :)
Sałatkę podawać od razu - bez dodatków albo z grzankami z masłem.


środa, 13 lipca 2011

Bruschette - bób, papryka, pomidory

Czy drugie śniadanie lub lunch w pracy muszą być nudne? Oczywiście nie! Na brak czasu, pośpiech i brak możliwości odgrzania czegokolwiek nie ma rady. Jednak jeśli macie jakiekolwiek miejsce "na śniadanie" w pracy, coś w rodzaju socjalnego kącika, to warto pomyśleć o tym jak dobrze i smacznie wykorzystać kilkanaście minut dziennie, które poświęcamy na posiłek. U mnie w pracy furorę robi... opiekacz do kanapek. Wszyscy przyzwyczailiśmy się już do zapachu opiekanego pieczywa, który roznosi się po korytarzach. Drobna rzecz, a cieszy... :)
Środa to tradycyjnie mój "dzień lunchowy". Dzisiaj postanowiłam zrobić użytek z opiekacza w pracy i przygotować bruschetty. Pieczywo opiekane w ten sposób nie ma wszystkich walorów tego przygotowywanego w piekarniku lub na ruszcie, jednak jeśli użyjemy świeżego pieczywa z chrupiącą skórką, będzie pysznie i na ciepło!
W domu podsmażyłam paprykę z cebulką, czosnkiem i tymiankiem i przygotowałam puree z bobu z miętą. Zapakowałam też trochę startego sera, kilkanaście pomidorków koktajlowych, i mozzarellę. W drodze do pracy kupiłam dwa bochenki chleba (tak na wszelki wypadek) i zamiast trzech osób nakarmiłam... siedem. Było pysznie (Ci, którzy jedli, potwierdzą :)). Te dwie wersje, które przedstawiam to tylko najsmaczniejszy wybór z połączeń, które dzisiaj serwowałam.
Takie bruschetty sprawdzą się w wielu innych okazjach - warto wypróbować!

SKŁADNIKI (6-8 porcji):
  • chleb włoski lub chleb pur pur 
  • puree z bobu
  • 60 dag bobu
  • łyżka suszonej mięty (lub 2 łyżki świeżej - drobno posiekanej)
  • sól pieprz
  • sok z połowy cytryny
  • dwie łyżki oliwy z oliwek
  • tymiankowa papryka
  • papryka (żółta lub czerwona)
  • 1 średnia cebula
  • duży ząbek czosnku
  • kilka gałązek tymianku
  • 1,5 łyżki oliwy z oliwek
  • sól, pieprz
    pozostałe składniki:
  • dobry, starty ser - parmezan, lub inny twardy
  • kilkanaście pomidorków koktajlowych
  • kulka mozzarelli
  • garść listków bazylii (miałam zieloną i fioletową - od mamy)
PRZYGOTOWANIE:
Puree z bobu
Bób opłukać, zalać wrzątkiem. Obrać z łupin. Ugotować w osolonej wodzie (ok. 10 min) - powinien być dosyć miękki. Po odcedzeniu rozgnieść widelcem (lub blenderem) - masa nie musi być gładka, nawet lepiej, jeśli zostaną nierozdrobnione kawałki. Dodać płaską łyżkę suszonej mięty (lub dwie łyżki świeżej), posypać obficie solą i pieprzem, dodać oliwę, sok z połowy cytryny i wymieszać. Puree jest dosyć suche - jeśli wolicie bardziej wilgotne można dodać więcej oliwy i doprowadzić je do gładkiej konsystencji.



































Tymiankowa papryka

Na patelni rozgrzać oliwę (1,5 łyżki). Wrzucić pokrojoną w piórka cebulę i czosnek. Po dwóch minutach dodać paprykę. Dusić pod przykryciem do czasu, gdy papryka będzie miękka (ok. 20 min). Dodać listki z kilku gałązek tymianku, sól i świeżo zmielony pieprz.
Bruschette
wersja 1. Opieczony chleb + bób + starty ser (parmezan, ale dobrze się sprawdzi też polski Bursztyn) + listki bazylii
wersja 2. Opieczony chleb + tymiankowa papryka + koktajlowe pomidorki posypane solą + plasterek mozzarelli
Smacznego!

wtorek, 12 lipca 2011

Prosta sałatka ze szczawiem - do grilla

Jutro w kioskach pojawi się nowy nr pisma "Polska Gotuje" z naszymi szaszłykami z tofu na okładce. W końcu sezon grillowy w pełni! :)
Warto zatem odkopać ten prosty przepis na sałatkę do grilla, którą robiłyśmy jeszcze jak Izka była w domu. Jej znakiem szczególnym jest szczaw ozdobny, który w smaku jest identyczny jak zwykły, choć zdecydowanie ładniej się prezentuje, dzięki pięknym czerwo-fioletowym żyłkom. Ponieważ szczaw dobrze wpływa na wątrobę jest świetnym dodatkiem do sałatki "do grilla". Jego lekko kwaskowate, młode listki nadają jej fajnego charakteru. Jeśli chcecie bardziej przełamać tę kwaskowość warto dodać do dressingu więcej miodu.

Czekam z niecierpliwością na urlop. Jeszcze nie jestem pewna, gdzie tym razem wylądujemy z M., ale marzy mi się miejsce, w którym najem się pysznych, najlepiej domowych serów i będę mogła coś ugotować lub... grillować na świeżym powietrzu :)


Prosta sałatka ze szczawiem

SKŁADNIKI:

(2-3 porcje) 
  • mała główka sałaty karbowanej
  • garść ozdobnych liści szczawiu (z czerwonymi nerwami i łodyżkami) lub małych listków zwykłego szczawiu
  • 1 duży malinowy pomidor lub kilka mniejszych
  • zielony ogórek bez skórki
  • czerwona cebula
  • ser gouda (10-15 dag)
  • sos:
  • łyżeczka (lub dwie) płynnego miodu
  • łyżka soku z cytryny
  • 2 łyżki oliwy z oliwek lub oleju
  • sól, pieprz
PRZYGOTOWANIE:
Sałatę porwać, pozostałe warzywa pokroić. Wymieszać wszystko delikatnie wraz z małymi listkami szczawiu Sałatkę posolić, doprawić pieprzem. Ser zetrzeć na tarce o grubych oczkach lub na cienkie płatki i rozsypać na sałatce. Wymieszać oliwę (lub dobry olej) z miodem i sokiem z cytryny. Sos dodać do sałatki. Podawać z grillowanymi daniami ;)


niedziela, 10 lipca 2011

Niedzielne popołudnie: Ciasto jogurtowe z porzeczkami

Niedzielne popołudnie dłuży się w przyjemny sposób... Słuchając od rana Sarah Blasko, zastanawiałam się co dziś upiec.


Wczoraj nie mogłam się oprzeć i kupiłam trochę czerwonych poziomek. Na kilku krzaczkach mojej mamy w tym roku nie było ich zbyt dużo (wystarczyło na 2 słoiczki przepysznej konfitury+trochę do podjadania), więc odczuwam pewien porzeczkowy niedosyt. Ich specyficzna kwaskowatość sprawia, że idealnie zgrywają się z ciastami. Nie ma odwrotu, trzeba coś z nimi upiec :)
Najlepiej wspominam placek z porzeczkami mojej mamy - na cienkim spodzie, z najlepszą na świecie, grubą kruszonką. Lubiliśmy zrywać porzeczki, ale były zawsze zbyt kwaśne, żeby zjeść je w dużej ilości prosto z krzaczka... zupełnie inaczej niż np. maliny. Placek był jednym ze sposobów, żeby kwaśne porzeczki zostały zjedzone przez głodne dzieci :)
Wyjściowy przepis na dzisiejsze ciasto jogurtowe znalazłam na blogu pewnej Portugalki mieszkającej w Anglii - Azélii (link poniżej). Zwraca ona uwagę na wiele szczegółów podczas pieczenia i dzięki temu to ciasto mogę uważać za całkiem udane, choć na początku trochę za szybko wyjęłam je z piekarnika (stąd te spękania na wierzchu) - poza 35 minutami przepisowego pieczenia dobrze mu zrobiło dodatkowych 15 minut - ale wynika to z tego, że dodałam wszystkie porzeczki jakie miałam (czyli 30 dag), a to dosyć dużo. Ciasto jest wilgotne i puszyste, z lekko chrupiącą skórką. Owoce lekko "osiadają" na dnie, co daje fajny efekt warstw. To ciasto w sam raz na leniwe, niedzielne popołudnie :)

SKŁADNIKI:
Inspiracja: Azélia Kitchen
    mokre:
  • 250 g gęstego jogurtu naturalnego
  • 120 g stopionego masła
  • szczypta soli
  • 3 duże jajka
  • kilka kropel olejku migdałowego
  • suche:
  • 2 szklanki mąki pszennej
  • 1 szklanka cukru
  • 1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 1/4 łyżeczki sody oczyszczonej
    owoce:
  • 300 g czerwonej porzeczki (lub mniej)
  • 3 łyżki cukru 
  • łyżka mąki
PRZYGOTOWANIE:
W dwóch miskach wymieszać osobno suche i mokre składniki. Rozgrzać piekarnik do temp. 170 stopni (z termoobiegiem, lub 190 - jeśli mamy piekarnik bez termoobiegu). Stopniowo wsypywać suche składniki do mokrych, mieszając tak długo, aż nie będzie widać mąki - ciasto nie musi być idealnie gładkie i niezbyt sztywne - jeśli jest można dodać 1 lub 2 łyżki mleka, jak radzi Azélia.
Niedużą tortownicę (średnica 24 cm) posmarować masłem i posypać bułką tartą lub kaszką manną.
Opłukane i osuszone porzeczki delikatnie wymieszać z trzema łyżkami cukru i łyżką mąki. Delikatnie wmieszać je w masę tuż przed wyłożeniem całości do tortownicy.
Wlać masę do tortownicy. Piec ok. 40 minut - w trakcie pieczenia sprawdzać drewnianym patyczkiem stan :upieczenia. Mojej, mocno owocowej wersji ciasta potrzeba było 50 minut w piekarniku w 170 stopniach.
Po upieczeniu i przestudzeniu posypać ciasto cukrem pudrem.





    sobota, 9 lipca 2011

    Tarta z kurkami, suszonymi pomidorami i grillowaną papryką

    Czy już kiedyś pisałam, że uwielbiam piec tarty?
    Jeśli nie liczyć spodów z ciasta, tarty należą do najprostszych do przygotowania smakołyków, a robot kuchenny jeszcze bardziej ułatwia ich przyrządzanie. Można oczywiście kupić gotowe spody z kruchego ciasta, ale warto umieć je zrobić samemu. 
    Tak pisze Julia Child we wstępie to rozdziału "Tarty" w książce "Gotuj z Julią. Niezbędne przepisy i porady mistrzyni kuchni". Od wczoraj przeglądam tę książkę, odkrywając jak wiele się jeszcze muszę nauczyć :)
    Dzisiejsza tarta jest przykładem tego, jak proste jest to danie, zwłaszcza, jeśli z braku czasu skorzysta się z gotowego ciasta francuskiego. Jak pisze Julia:
    Rolę farszu może spełnić niemal wszystko, co tylko jest jadalne: od łososia, gotowanego lub z puszki, do tuńczyka; różyczki brokułu, pipérade, podsmażone plasterki pora, podsmażone grzyby czy wątróbki drobiowe. 
    Inspirujące :)
    Kurki kupiłam dziś po raz pierwszy w tym roku (liczę na to, że jednak sama będę miała okazję wybrać się do lasu i nazbierać trochę na zapas:)). Pozostałe składniki to raczej smaczna improwizacja wynikająca bardziej z tego, co się znajdowało się w lodówce niż z odgórnego zamysłu. I za to właśnie najbardziej lubię tarty!

    SKŁADNIKI: 
    • rulonik gotowego ciasta francuskiego (lodówkowego) 
    • 20-25 g kurek (lub duuużo więcej)
    • jedna średnia cebula
    • płaska łyżka masła
    • łyżka oliwy z oliwek
    • 5 pomidorów suszonych z zalewy (+ łyżeczka zalewy)
    • pół grillowanej papryki
    • po kilka gałązek świeżego oregano i tymianku
    • sól i pieprz do smaku
    • filiżanka śmietany 18 %
    • 3 jajka
    • szczypta gałki muszkatołowej
    • 50 g dobrego, długodojrzewającego sera żółtego
    • kilka plasterków mozzarelli
    PRZYGOTOWANIE:
    Na patelni rozgrzać masło z oliwą (można dodać łyżeczkę oliwy z pomidorów suszonych - ma charakterystyczny smak). Wrzucić pokrojoną w kostkę cebulkę i smażyć kilka minut (do zeszklenia). Na patelnię wrzucić opłukane i osuszone kurki. Smażyć ok. 15 minut, aż soki wyparują, przyprawić solą i pieprzem. W tym czasie rozgrzać patelnię grillową lub grill elektryczny i zgrillować z obu stron nieduże kawałki papryki.
    Piekarnik rozgrzać do temp. 180 stopni. Formę na tartę o średnicy 30 cm wyłożyć ciastem, lekko zaginając brzegi. Widelcem ponakłuwać dno.
    Wymieszać gotowe kurki z ziołami i pokrojonymi suszonymi pomidorami. Doprawić do smaku solą i pieprzem. W miseczce wymieszać śmietanę z jajkami i dodać szczyptę gałki muszkatołowej.
    Wyłożyć kurki z pomidorami na spód. Ułożyć paprykę i zalać całość masą jajeczno-śmietanową. Posypać startym, żółtym serem i ułożyć kilka plasterków mozzarelli.
    Piec ok. 30 minut - aż brzegi delikatnie się zarumienią.



    środa, 6 lipca 2011

    Minestrone z bobem i młodą marchewką

    Ponieważ Polska jeszcze tonie w chmurach po przedwczorajszych kwiatach cukinii postanowiłam dać sobie odrobinę włoskiego słońca. Zainspirowałam się "Włoską wyprawą" Jimiego Oliviera, którą na półce mam od niedawna dzięki Jul - mojej przyjaciółce z drugiego końca kraju :) Zyskałam garść wspomnień, przepisów i cennych rad, z których pewnie nieraz skorzystam.
    Minestrone to włoska zupa z sezonowych warzyw. Przepisów na nią tyle, ile Włochów (bo przecież każdy Włoch ma swoje wyrobione zdanie na temat jedzenia:)). Jamie zwrócił uwagę na kilka podstawowych zasad:
    - po pierwsze sezonowe, różnorodne warzywa
    - dobry wywar - bulion z kurczaka lub z wędzonej szynki
    - przygotowanie soffritto - czyli podsmażonej na oliwie, na wolnym ogniu bazie warzyw - cebuli, czosnku, marchewki, pędów bazylii, może być także np. koper włoski - dzięki takiemu przygotowaniu smaki wspaniale się intensyfikują.

    Korzystając z głównych wskazówek Jamiego, ugotowałam własną wersję - bez pomidorów, ale za to z bobem i młodą marchewką, całość przyprawiłam parmezanem i odrobiną białego wina. To nie jest zupa, którą robi się szybko (chyba, że macie gotowy bulion), ale już jedna miseczka wynagradza czas spędzony na czekaniu - sprawia, że czujemy się posileni i rozgrzani :) 

    Minestrone z bobem i młodą marchewką

    SKŁADNIKI (6 porcji):

    bulion z kurczaka:
    • 2 pałki z kurczaka (ok. 40-50 dag)
    • 2-2,5 l wody
    • dwie młode marchewki
    • korzeń pietruszki
    • 5 cm kawałek pora
    • kilka ziarenek pieprzu
    • kilka ziarenek ziela angielskiego
    • listek laurowy
    • sól (ilość wg uznania:))
    • spora szczypta lubczyku
    minestrone
    • 2 młode cebule
    • duży ząbek czosnku
    • 3 łyżki oliwy z oliwek
    • 40 dag bobu
    • pęczek młodej marchwi
    • korzeń pietruszki + gałązka natki pietruszki
    • dwie gałązki bazylii
    • 1 mała, młoda cukinia
    • 1 ziemniak
    • garść młodego zielonego groszku
    • kieliszek białego wina (ok. 150 ml)
    • szklanka drobnego lub pokruszonego makaronu (może być razowy)
    • sól i świeżo zmielony pieprz do smaku
    • do podania: parmezan
    PRZYGOTOWANIE: 
    Ugotować bulion - ja gotuję go zazwyczaj na pałkach kurczaka, a jego mięso wykorzystuję do sałatek (np. z kuskusem, kukurydzą, papryką i pietruszką - z odrobiną majonezu). Opłukać mięso, zalać zimną wodą (2-2,5 l) i postawić na średnim ogniu. Po zagotowaniu zebrać pianę z wierzchu i dodać włoszczyznę (pokrojone młode marchewki, korzeń pietruszki, kawałek pora), a także ziele angielskie, listek laurowy, kulki pieprzu i łyżkę soli. Zmniejszyć ogień. Gotować ok. 1,5 - 2 godzin, pod koniec gotowania dodać lubczyk i sól do smaku (jeśli potrzeba). Chwilę podgotować, wyjąć mięso.
    Na ok. pół godziny przed końcem gotowania rosołu można zacząć przygotowywać soffritto. Na patelni rozgrzać trzy łyżki oliwy z oliwek. Wrzucić pokrojoną cebulę, czosnek i posiekane pędy bazylii (listki zostawić do posypania gotowej zupy). Po pięciu minutach dodać marchewkę, jeden korzeń pietruszki, pokrojoną cukinię (ja dodałam też groszek - ale można go wrzucić do zupy później). Smażyć na wolnym ogniu pół godziny, pod częściowym przykryciem.
    W czasie gdy soffritto się smaży można przygotować bób - opłukać go dokładnie i zalać wrzątkiem (lub podgotować przez 3 minuty), przestudzić i obrać z szarych łupin.
    Do bulionu wrzucić obrany bób i pokrojonego ziemniaka. Dodać sofritto. Gotować 15 minut. Dodać szklankę pokruszonego makaronu i gotować do momentu, aż będzie miękki.
    Pod koniec gotowania przyprawić zupę winem, dodać sól i pieprz i posypać natką pietruszki. Na miseczkach posypać parmezanem i listkami bazylii (które zapewne trochę pociemnieją, ale smaku nie stracą:)).


    poniedziałek, 4 lipca 2011

    Lunch w Paryżu - Kwiaty cukinii nadziewane kozim serem i miętą

    Czytam, trochę pracuję, czytam... Jak zwykle książkę, którą kupiłam, wchłaniam trochę zbyt zachłannie - jest po prostu bardzo apetyczna. Lunch w Paryżu Elizabeth Bard jest w dodatku przeplatany apetycznymi przepisami:
    Z początkiem lipca, kiedy jest nasza rocznica ślubu, na targu pojawiają się na chwile kwiaty cukinii: delikatne, jaskrawożółte, o zaskakującym, intensywnym smaku - takim samym jak warzywa, w które się przeobrażą. We Włoszech często nadziewa się je ricottą - w poniższym przepisie użyłam francuskiego sera i świeżej mięty. 
    Od kiedy w zeszłym roku przeczytałam o smażonych kwiatach cukinii w książkach Marleny de Blasi czekałam tylko na ten moment pomiędzy czerwcem a lipcem, kiedy w ogródku mojej mamy pojawią się piękne, żółte dzwonki. Ten książkowy opis obudził moje kubki smakowe... Choć zebrałam 12 kwiatów to postanowiłam wypróbować przepis, korzystając dokładnie z połowy podanych proporcji - cytuję jednak proporcje z książki, bo zdecydowanie łatwiej niż połowę surowego jajka jest wbić do masy całe :)
    O książce Elizabeth Bard jeszcze napiszę, bo zdecydowanie pobudza apetyt :)


    Kwiaty cukinii nadziewane kozim serem i miętą
    Fleurs de cougettes farcies au fromage de chèvre (et la menthe)
    (wg: Elizabeth Bard, Lunch w Paryżu)

    SKŁADNIKI:
    • 1 jajko
    • 85 świeżego koziego sera (miękkiego)
    • sól i pieprz
    • 2 czubate łyżeczki posiekanej świeżej mięty
    • 12 kwiatów cukinii (ja użyłam kwiatów męskich - na szypułkach)
    • oliwa z oliwek extra vergine
      (1 łyżka)

    PRZYGOTOWANIE:
    Rozgrzać piekarnik do temp. 175 stopni. 
    Rozbełtać jajko, pokruszyć w ser i dokładnie połączyć oba składniki widelcem. Posolić i popieprzyć do smaku, dodać miętę i wymieszać.
    Nadziać kwiaty odrobiną masy serowej (pręcików nie trzeba usuwać). Skręcić każdy tak, żeby ze środka nie wypłynęła masa. 
    Posmarować formę oliwą, rozłożyć kwiaty, delikatnie obtaczając je w oliwie. Piec 12-15 minut, aż kwiaty przyrumienią się i zaczną intensywnie pachnieć.