wtorek, 22 maja 2012

Ryby i owoce morze - warsztaty z Kurtem Schellerem

Sandacz w całości pieczony w soli, łososiowy tatar z pieczoną papryką i ostre krewetki, zupa rybna, łosoś pieczony w niskiej temperaturze, barwena pod tapenadą i ostrygi z pikantnym sosem... To menu ponownie czytane pobudza miłe dla podniebienia wspomnienia.

Dzięki wygranej na fanpage'u firmy Kenwood mogłyśmy uczestniczyć w wybranych warsztatach w Akademii Kurta Schellera. Spośród wielu tematów trudno było wybrać idealne dla nas obu warsztaty. Ja chciałam zaczerpnąć wiedzy o kuchni włoskiej, a Izka np. o BBQ w domu i w plenerze. Jak to pogodzić? Ryby i owoce morza były dobrym consensusem, choć nie miały niczego wspólnego z kuchnią włoską i BBQ :) Nie zawiodłyśmy się - było wesoło i smacznie.

Naszym warsztatowym faworytem została ryba w całości pieczona w soli i łosoś, przyrządzany w stałej, niskiej temp. (70 stopni - od 60 ok. 75 min.), podany z sosem beurre blanc - prosty, przepyszny i warty powtórzenia...

Zachwyciło nas bogactwo rodzajów soli, które Mistrz miał w swojej kuchni. Opowiadał nam o ich pochodzeniu, cenach (czasem niebagatelnych) i różnicach.









Początek był niespodziewany - na blacie pojawiły się ostrygi. Szybki, pikantny sos (w którym była m. in. czerwona cebulka i tabasco) i pokaz otwierania. Teraz spróbujcie sami. Ale to nie takie łatwe! Trzeba mieć trochę siły, dobry sposób i zachować ostrożność. Udało się ;)


Przygotowania kilku kolejnych dań trwały równolegle. Na pierwszy ogień poszedł tatar z pieczonej papryki, wędzonego i surowego łososia, rzodkiewek, czerwonej cebulki, octu sherry i oliwy truflowej. Dodatek stanowiły plasterki rzodkiewki, pietruszka oraz krewetki - lekko pikantne, do których przygotowania użyliśmy m.in. oleju od smażenia krewetkowych skorupek. To danie prezentowało się niezwykle apetycznie.







Następnie zaczęliśmy gotować zupę rybną z dużą ilością warzyw: minestrone z diabłem morskim. Była dobra, ale na kolana miało nas powalić coś zupełnie innego...


Tym czymś był wspomniany już filet z łososia. Miał zupełnie inną strukturę i smak, a jedynymi przyprawami była oliwa i odrobina soli. Do tego śmietanowo-winny sos - kremowy i delikatny. Połączenie niebiańskie (śmietana zawsze tak działa). Cudowny był też sandacz w całości pieczony w soli (nagrałam filmik z tego, jak Izka wraz z mistrzem okładała ryby solą... ale w pionie - mój błąd;)). Soczysta ryba, wcale nie tak słona jakby się mogło wydawać, urzekła nasze kubki smakowe...






Kolejnym punktem programu była barwena pod tapenadą (ale bez czosnku... my byśmy go jednak dodały:)), podana na blanszowanej cukinii.



Warsztaty wieńczyła krewetkowa kofta w pikantnym sosie curry, z pysznym ryżem.




Byłyśmy najedzone, oj bardzo ;) 3,5 godziny minęło błyskawicznie. Nic dziwnego - przy tak sympatycznym prowadzącym, pysznych daniach i dawce kulinarnej wiedzy czas płynie niezauważalnie...

Na koniec zdjęcia Mistrza i jego wiernego przyjaciela, któremu nie wolno było wchodzić do kuchni, więc obserwował wszystko co się dzieje z pewnej odległości - i trzeba przyznać, że umie pozować ;)



11 komentarzy:

  1. Te wąsy są niezłe :] Ciekawe rzeczy. Takiego łososia na kolację zjadłabym z wielką przyjemnością ;]

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahahaha, każdy kto trafia w progi Akademii zachwyca się solami i berneńczykiem :)) Gie był wniebowzięty, cieszę się, że Wy też :) Ja załapałam się na kilka kęsków na wynos. Ojjj, smakowały!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja słyszałam jeszcze o licznych octach przedstawianych na innych warsztatach :) Kilka kęsów na wynos też było - czyżby te same warsztaty? ;)

      Usuń
    2. Te same nie, bo u Was były ryby, a Gie był na takich "skoncentrowanych" tylko na mięsach. Ale wrażenia przyniósł równie dobre i bawił się równie świetnie! Pozdrowienia

      Usuń
    3. Mięsa też musiały być fajne - zresztą z takim prowadzącym pewnie nie ma tematu, który nie byłby taki ;) Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Z chęcią wzięłabym udział w takich warsztatach. Moje klimaty :)
    Też mam słabość do wszelkich nierafinowanych soli. Różowej himalajskiej używam od dość dawna do potraw.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się właśnie za nią rozglądam - ale chyba dopiero w jakimś internetowym sklepie uda mi się taką kupić :)

      Usuń
  4. dla mnie te wszystkie dania to niebo w gębie...no i możliwość gotowania z Kurtem :))ale miałyście fajnie dziewczyny!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale Ci zazdroszczę tych warsztatów! :) SUPERRRR!

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny, interesujący i ładny post :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za wizytę na blogu!
Jeśli komentujesz, korzystając z opcji "anonimowy", prosimy napisz w komentarzu nick lub swoje imię ;)