środa, 15 lutego 2012
Alchemia i Amory w kuchni - dzień drugi
Warsztaty Alchemia i Amory w kuchni miały swoją smakowitą kontynuację w niedzielę (tutaj relacja z dnia pierwszego). Dla uczestników nie był już to bardzo intensywny dzień, bo część działań wyszła z kuchni, by trafić do młodszych odbiorców. Było kremowo i słodko. Zaczęło się od płynnej czekolady, pralinek z czekoladowym nadzieniem i apetycznej, czekoladowej fontanny...
Później odkrywaliśmy tajniki gotowania sous vide na przykładzie kurczaka i białej kiełbasy. Zafascynowani ciekłym azotem ze szczególną uwagą zamaczaliśmy w nim wszystko co było pod ręką (kremy, listki bazylii i mięty itd.). Uroki kuchni molekularnej przybliżał oczywiście przesympatyczny Jean Bos.
Mięsa gotowanego w hermetycznym woreczku w stałej temp. 62 stopni nie można rozgotować, pozostaje soczyste i nie oddaje niczego ze swojego smaku do wywaru... gotowanie metodą sous vide to ciekawy proces, który warto będzie jeszcze potestować (choć niestety wymaga specjalistycznego sprzętu, bo w domowych warunkach trudno przez długi czas gotować w niezmiennej temperaturze).
Kilka eksperymentów skutecznie zajęło naszą uwagę, ale trzeba było ugotować coś na obiad ;) Jean od rana przyrządzał ponownie królika po belgijsku, nam przydzielił dwukolorowy krem z dynii i brokułów - do samodzielnego przygotowania. Krem brokułowy miał być przyprawiony gałką muszkatołową, a krem dyniowy - szczyptą chilli. Razem stworzyły niezły duet na talerzu, choć poszczególne smaki miały swoich zwolenników i przeciwników ;)
Jednocześnie w piekarniku piekł się wiślany szczupak z awokado, koprem włoskim i cebulką autorstwa Zbyszka Kmiecia, gotowała się zupa, do której bazę stanowił podsmażony boczek z cebulą, fenkułem, peperoncino i masłem oraz piekła się karkówka w całości, przyprawiona jedynie solą, pieprzem i ziołami.
Oto jeszcze gorące (wszak zaparowane;)) efekty tych działań: karkówka, królik oraz ziemniaki posypane podsmażonym na oliwie, przyprawionym solą i pieprzem awokado - niecodziennym akcentem w codziennym dodatku do obiadu.
Nie zabrakło deseru... puszysty kokosowy krem, posypany suszonymi bratkami, pokropiony czekoladowym lub gruszkowym balsamico (którego nie ma w moim kieliszku - za szybko postanowiłam sfotografować ten piękny obiekt;)), przybrany plasterkiem truskawki i listkami mięty był delikatnym zwieńczeniem sytego posiłku...
Na zakończenie warsztatów, już po krótkiej sjeście smażyliśmy we fryturze krewetki w puszystym cieście z piwem... schodziły na bieżąco, więc nawet nie zdążyłam im zrobić zdjęcia w stanie ostatecznym. Niezła przekąska - zniknęła w mgnieniu oka ;)
Warsztaty w Chełmnie - mieście zakochanych były niesamowicie inspirujące... Bardziej niż w zeszłym roku alchemiczne (to zasługa Jeana) i kształcące (dzięki opowieściom Zbyszka i pana Hieronima). Mam przeczucie, że w przyszłym roku będzie równie, jeśli nie bardziej, magicznie ;)
Ps1.: Zapraszam na Fb Festiwalu Smaku w Grucznie - tam informacje o wszystkich działaniach festiwalowych i pozafestiwalowych :)
Ps2.: Serce od Heleny (jej fotograficzna koncepcja, ja tylko nadusiłam przycisk w odpowiednim momencie;))
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ten deser jest piękny... suszone bratki? Nigdy o czymś takim nie słyszałam. Cuda nam tu pokazujesz o tak późnej porze :-)
OdpowiedzUsuńWspaniała fotorelacja. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńsuper relacja! zgłodniałam totalnie, tyle wspaniałości!
OdpowiedzUsuńSuper zabawa i nauka:)) a ten krem kokosowy musi być... no po prostu pychotka:))
OdpowiedzUsuńAz mi w brzuszku zaburczało od samego patrzenia...
OdpowiedzUsuńSmaczności :-) Na serio zazdroszczę Ci tych warsztatów. Może trzeba będzie się następnym razem ruszyć z południa Polski na takie cuda :-)
OdpowiedzUsuńtyle tu pysznych rzeczy, że aż chciałoby się wszystkie spróbować! choć po trochu..;-)
OdpowiedzUsuńświetne warsztaty! i widzę, że ich efekty bardzo smakowite
OdpowiedzUsuńchciałabym się tam przenieśc. chociaż na minutkę.
OdpowiedzUsuńmoje kochane Chełmno
OdpowiedzUsuń