czwartek, 30 kwietnia 2015

Wegańskie kotleciki z soczewicy

Jak mogliście przeczytać we wczorajszym wpisie (klik) na 10 dni zostałam weganką. Przygotowywałam w tym czasie swoje sprawdzone wege-dania, ale też kombinowałam z nowymi smakami. Wegańskie kotleciki z zielonej soczewicy są tego przykładem, bo do tej pory korzystałam raczej z czarnej i czerwonej soczewicy. Tymi kotlecikami zielona soczewica wyszła z mojej "niełaski" ;)



Mają fajną konsystencję... i, co muszę przyznać, wizualnie imitują mięsne, smażone klopsiki naszej mamy ;) Całe szczęście są w 100% wegańskie, ale dzięki przyprawie typu gyros (w skład której wchodzą: sól, czosnek, kolendra, gorczyca, papryka słodka, chili, cukier, kozieradka, rozmaryn, tymianek, oregano, cebula i pieprz czarny) mają charakterystyczny, znany posmak, choć ich struktura jest zupełnie inna. Możecie je włożyć w burgera lub podać z dowolnymi warzywami. Są w sam raz do majówkowego kosza piknikowego!

środa, 29 kwietnia 2015

Być weganką przez 10 dni

W poniedziałek tydzień temu obudziłam się z myślą, że najlepiej zacząć od zaraz... Bez zbędnych przygotowań, czyszczenia lodówki i zapełniania jej zupełnie innymi produktami. Nie byłam do tego przygotowana w stu procentach, ale wiedziałam, że chcę podjąć takie wyzwanie, że pomoże mi ono zagłębić się w kuchnię, którą znam dosyć powierzchownie i spojrzeć na nią z trochę innej perspektywy. W ubiegły poniedziałek zaczęłam swoją małą, prywatną akcję - na 10 dni stałam się weganką.



Od kiedy zaczęłam zdrowiej się odżywiać mięso pojawia się na moim stole dużo rzadziej. Bywały tygodnie, gdy nie było go wcale... Ale za to były ryby i owoce morza - przez to, że musiałam zadbać o ciśnienie i poprawić wyniki krwi, to właśnie na rybach w dużej mierze oparłam swój jadłospis. Od dawna kupuję jajka "zerówki" i "jedynki", mleka praktycznie nie piję (przerzuciłam się na sojowe), ale lubię sery - jednak i je muszę wybierać rozważnie ze względu na zawartość tłuszczu. Jednak im bardziej moja konsumencka świadomość rośnie, tym bardziej jest mi bliska kuchnia roślinna. Indyjskie curry z cieciorką, soczewicą lub szpinakiem, fantastyczne wegańskie zupy-kremy, strączkowe kotleciki i zielone i owocowe koktajle - to moje ulubione klimaty... Jedząc takie dania, mam poczucie, że mój organizm jest mi wdzięczny za to, że karmię go tak dobrze ;)

Tych 10 dni było swego rodzaju wyzwaniem, które rzuciłam sama sobie - weganizm nie wydaje mi się czymś nietypowym i dziwnym, jednak reakcje bliskich mi osób były różne. Od potrzeby upewnienia się "czy to pewno tylko na trochę", wyrazy współczucia ("biedna jesteś, że nie możesz spróbować tego kurczaka"), po słowa wsparcia i gratulacje odwagi. A mi wydawało się, że bycie stuprocentowym roślinożercą to nic takiego ;) Oto jak mi poszło...