Strony

czwartek, 30 czerwca 2011

Proste pragnienie: Sałatka z grillowaną cukinią i mozzarellą

Wróciłam z premierowego pokazu filmu "Proste pragnienia" w reżyserii Marka Stacharskiego. O tym filmie niewiele można było przeczytać w internecie. Gdy miesiąc temu próbowałam coś znaleźć do katalogu festiwalowego tylko strona aktorki - Aleksandry Nieśpielak - zawierała kilka zdjęć z planu. Tajemniczy film, niezależna produkcja.
Nakręcono go w starej części Przemyśla. Dzięki kilku malowniczym scenom na dachach (i bardzo dobrym zdjęciom!) to miasto stało się jednym z głównych bohaterów tego filmu. Zaczarował mnie też główny motyw muzyczny - tak już mam, że muzyka fortepianowa w filmach na mnie działa :) Duży plus za dobre role Aleksandry Nieśpielak i Bartłomieja Topy, sympatyczną kreację postaci DJa przez Janusza Chabiora (i psa Batmana, którego aktor adoptował po nakręceniu filmu). Dla mnie to był całkiem dobry film.
Gdy po seansie zadano twórcom pytanie - czym są dla nich tytułowe "Proste pragnienia" odpowiedzi nie były takie proste. Na takie pytania odpowiada się zazwyczaj wymijająco i ogólnikowo, np: Każdy ma jakieś pragnienia - mniejsze lub większe...

Ja na hasło proste pragnienia powiedziałabym: kupić sukienkę w stylu retro, nauczyć się podstaw włoskiego, wyjść z M. na romantyczną kolację, pojechać z nim na długie wakacje do tej chatki w lesie, którą znalazłam już dwa miesiące temu... i udawać, że nas nie ma. Część z nich mam nadzieję uda się spełnić...

Najprostsze pragnienia dotyczą jednak jedzenia i ilekroć staję w kuchni, jeszcze nie otwierając lodówki i nie zaglądając do szafek, zamykam w oczy, próbując wyczuć na co mam ochotę. Ile razy robiłam szybkie wycieczki po szpinak do tarty lub jajka do omletów z warzywami. Dziś wymarzyła mi się grillowana cukinia, słodka i sprężysta - w lekkiej sałatce. W kilka minut proste pragnienia spełnione.
Jakie są Wasze proste pragnienia? :)
Sałatka z grillowaną cukinią i mozzarellą 

SKŁADNIKI (na jedną osobę - dowolnie pomnożyć):
  • mix dowolnych sałat, np Fit&Easy Party
  • pół małej cukinii
  • pół kulki mozzarelli
  • kilka nerkowców
  • jedna mała ostra papryczka z zalewy (opcjonalnie)
  • pół łyżki oliwy z oliwek
  • kilka kropek octu borówkowego (lub dowolnego np. jabłkowego, balsamicznego)
  • sól, świeżo mielony pieprz

PRZYGOTOWANIE:
Sałatę umieścić na talerzu. Cukinię pokroić na plastry (trochę grubsze niż 5 mm). Rozgrzać grilla lub patelnię grillową. Posmarować lekko oliwą i rozłożyć cukinię. Grillować po ok. 2-3 min. z obu stron. Pod koniec grillowania na każdy plater cukinii położyć pół plasterka mozzarelli. Poczekać chwilę, aż zacznie się topić. Ułożyć na listkach sałaty pięć-sześć plastrów. Dodać do sałatki orzechy, pokrojoną papryczkę chilli z zalewy (opcjonalnie). Polać łyżką oliwy, pokropić octem borówkowych (lub innym), posypać solą i świeżo zmielonym, kolorowym pieprzem. Podać od razu - najlepiej ze świeżym pieczywem z chrupiącą skórką.


środa, 29 czerwca 2011

Dorsz w płatach cukinii z bazyliowym pesto

Od jakiegoś czasu ciągnie mnie w stronę zieleni. Pełnowymiarowy urlop mam dopiero za miesiąc, ale słońce świeci mocno, więc i pragnienie przyswajania chlorofilu jest intensywne, jak co roku w tym okresie. Przeżywam więc taki mój prywatny focus na zieleń... paradoksalnie kolor nadziei, której ostatnio mam niewiele.
Klęska urodzaju - w lodówce dwa słoiczki własnego pesto, na parapecie dwie ładne cukinie i jeszcze listki sałat w lodówce... Wystarczająco dużo, by się zazielenić (ale w pozytywny sposób). Szukałam przepisu, który to wszystko połączy i znalazłam szybciej niż się spodziewałam. Dziś z pomocą przyszła nieoceniona Kwestia Smaku, na której odkryłam danie tak proste i jednocześnie tak efektowne, że zrobiło na mnie duże wrażenie. Biała ryba przyrządzona w ten sposób jest delikatna, cukinia stanowi dla niej "panierkę" i delikatnie przesiąka oliwą, a dzięki pesto (najlepiej własnoręcznie zrobionemu) całość nabiera charakterystycznego smaku. Kompozycja na piątkę z plusem!
To danie ma jeszcze jeden walor - robi się je błyskawicznie - jeśli skorzystacie ze świeżych filetów cały proces "gotowania" nie powinien zająć więcej niż 10 minut. Dla zabieganych danie idealne. I jakie zielone! :)


Dorsz w płatach cukinii z bazyliowym pesto 


SKŁADNIKI: 
  • 350 g filetów z dorsza
  • jedna nieduża cukinia
  • łyżka oliwy z oliwek
  • sól morska
  • świeżo zmielony pieprz
  • szczypta tymianku
  • tyle łyżek pesto bazyliowego, ile gotowych "pakietów"
  • do podania
  • mix sałat
  • garść orzeszków piniowych (lub innych)
  • lub / i dobre, świeże pieczywo
PRZYGOTOWANIE:
Filety opłukać i osuszyć (jeśli macie mrożone koniecznie wcześniej rozmrozić). Pokroić na kawałki o szerokości ok. 5-6 cm (z 350 g wyszło mi 5 kawałków). Oprószyć z obu stron solą, świeżo zmielonym pieprzem i tymiankiem. Cukinię pokroić wzdłuż na cieniutkie plasterki - najlepiej przy pomocy obieraczki do warzyw. Każdy z kawałków filetu owijać w dwa-trzy plastry cukinii. Rozgrzać oliwę z oliwek na patelni. Smażyć rybę ok. 2-3 minuty z obu stron. 
Na talerzach rozłożyć sałatę, ułożyć usmażone filety, na każdy nałożyć łyżkę pesto. Posypać wszystko orzeszkami i podawać od razu.

wtorek, 28 czerwca 2011

Smaki USA: Sałatka z fioletowych ziemniaków i glazurowane marchewki

W Nowym Jorku wszystko smakuje inaczej - jest szybciej, głośniej, bardziej tłoczno. Jestem tu któryś raz z kolei i jeszcze nie mogę się temu wszystkiemu nadziwić :) Póki mam dostęp do internetu chciałam się z Wami podzielić moimi kulinarnymi odkryciami i dwoma przepisami, które, choć proste mają atut w postaci bajecznych kolorów :)
Organic rainbow carrots ze sklepu Whole food jest tu dostępna bez problemu i nikogo nie dziwią takie kolory (no, może Polaków, którzy widzą je pierwszy raz;)). O fioletowe ziemniaki trzeba się bardziej postarać, ale w końcu udało się je otrzymać na zamówienie ;) Myślałam, że będą się różnić w smaku od zwykłych ziemniaków, ale nie wyczułam większej różnicy. Jeśli podczas gotowania nakłuje się takiego ziemniaka, jego kolor jest mniej intensywny, jeśli nie - zachowuje pełnię fioletu :)
Pozdrawiam Was ciepło z gwarnego Nowego Jorku - do przeczytania (mam nadzieję) niebawem :)


Sałatka z fioletowych ziemniaków
SKŁADNIKI:
  • 8 fioletowych peruwiańskich ziemniaczków (wielkości moreli)
  • 8 ziemniaczków z czerwoną skórką
  • 1 szalotka
  • 3 łyżki posiekanego koperku
  • 1/2 jabłka z czerwoną skórką
  • sól, pieprz do smaku
  • 1 łyżka octu jabłkowego
  • 2 łyżki oliwy lub oleju rzepakowego
  • 1 łyżka musztardy creamy dijon
  • 1 łyżeczka musztardy francuskiej
PRZYGOTOWANIE:
Ziemniaki ugotować, ostudzić, pokroić na ćwiartki lub połówki. Można obrać (fioletowe obrałam, bo skórka była zdecydowanie twardsza). Wymieszać z jabłkiem, pokrojoną w piórka szalotką i koperkiem. Doprawić solą i pieprzem. Oliwę lub olej wymieszać z musztardą i octem. Dodać do sałatki. Wymieszać dokładnie, schłodzić, by smaki się przegryzły. Podawać do grillowanych lub pieczonych mięs lub do ryb, np ze śledziem solonym :)



































































Glazurowane kolorowe marchewki

SKŁADNIKI:
  • 1 pęczek kolorowej, młodej marchewki (organic rainbow carrots)
  • 1 łyżka oleju
  • 1 łyżeczka masła
  • sól, pieprz, szczypta chili
  • 1 łyżeczka musztardy francuskiej
  • 1,5 łyżeczki cukru trzcinowego
PRZYGOTOWANIE:
Marchewkę obrać, włożyć do wrzącej wody i ugotować al dente (kilka minut spokojnie wystarczy). Gotować w dwóch garnkach - fioletową osobno a białą i pomarańczową razem, dzięki temu się nie przebarwią. Podgotowane umieścić na małej, naoliwionej patelni. Dodać cukier i przyprawy. Podlać 3 łyżkami gorącej wody. Dusić 5 minut pod przykryciem. Dodać musztardę i masło. Dusić kolejne 3 minuty. Podawać samodzielnie lub jako dodatek do mięs.






poniedziałek, 27 czerwca 2011

Pesto z dwóch rodzajów bazylii

Weekend był pracowity a przede mną tydzień filmowych atrakcji (i jeszcze trochę przyjemnej pracy). W Toruniu zaczął się festiwal filmowy TOFIFEST - kiedyś pachnący ciągnącymi cukierkami toffi, od kilku lat ma w logo pomarańczę, którą wyciskamy, obieramy, kroimy... :) Wszyscy, którzy zahaczą o Toruń do 1 lipca mogą spotkać na ulicach znane i lubiane osoby z kinowego ekranu i reżyserów, takich jak Dagur Kari, Jim Sheridan czy Jiri Menzel :) Zapraszam do Torunia!

W kuchni zapachniało kwiatami cukinii (wpis niedługo - jak tylko zrobię drugą partię zdjęć, bo pierwszą niechcący popsułam:)) i bazylią - wszystkie dobra z ogrodu mojej mamy. Nie wiem, czy tylko ja mam takie wrażenie, ale bazylia hodowana w ogrodzie pachnie intensywniej i zdecydowanie szybciej rośnie. W tym roku ogródek ziołowy mamy wygląda cudownie - takich efektów nie osiągnę w moich balkonowych warunkach - dwa rodzaje bazylii, oregano, majeranek, kolendra, szałwia, wielki koper, tymianek, lubczyk, dwa rodzaje mięty (i trzeci w planach). Do pełni szczęścia brakuje tylko rozmarynu - ale to da się jeszcze nadrobić. 
Po wizycie w domu przywiozłam papierową torbę pełną pyszności - kilka kwiatów cukinii, gałązki majeranku i oregano, pietruszkę i marchew, garść poziomek i wielki pęczek bazylii w dwóch odmianach. Czas na pesto! 
Dobre pesto to składniki najlepszej jakości - bazylia, orzeszki piniowe, włoski parmezan (prosto z Wenecji - dzięki Piotrek!), oliwa z oliwek, odrobina czosnku, kilka kropel limonki, świeżo zmielony pieprz. Oczywiście najlepiej miażdżyć je w moździeżu, stopniowo dolewając oliwę, ale przy takiej ilości zielone pesto łatwiej mi było po prostu rozdrobnić blenderem. Podana ilość to ok. 2 słoiczki po 150 ml każdy - takie pesto, pokryte od góry warstwą oliwy z oliwek, można przechowywać w lodówce ok. tygodnia (choć często udaje mi się trzymać je dwa tygodnie i wszystko jest w porządku).
Fioletowe pesto zrobiłam przy użyciu moździeża - wyszło oczywiście trochę bardziej grudkowate. Bazylia fioletowa (ogrodnicza nazwa to bazylia czerwonolistna, choć jej kolor zdecydowanie bliższy jest fioletowi) ma trochę bardziej cytrynowy aromat niż zielona. Z kilku gałązek, które miałam wyszło dokładnie tyle pesto, ile jest w kokilce na zdjęciu (porcja w sam raz dla jednej osoby). Żeby je trochę podkręcić dodałam tyle świeżo zmielonego pieprzu, żeby był on wyczuwalny. Z limonką pachniało obłędnie. Zapach bazylii uzależnia!
SKŁADNIKI:
(pesto zielone i fotograficzna inspiracja wg Doroty i Bogdana Białych, "Zwierciadło", 7/2011)
pesto z zielonej bazylii:
  • trzy pęczki zielonej bazylii
  • 100 g orzeszków piniowych
  • 50 g świeżo startego parmezanu
  • duży ząbek czosnku (lub dwa mniejsze)
  • 170-200 ml oliwy z oliwek (dobrej jakości)
  • dwie łyżeczki soku z cytryny (dodałam sok z limonki zamiast cytryny - bardziej aromatyczny:))
  • świeżo zmielony pieprz
  • sól
pesto z fioletowej bazylii:
  • cztery duże gałązki bazylii fioletowej
  • 1,5 łyżki orzeszków piniowych
  • płaska łyżka parmezanu
  • pół ząbka czosnku
  • kilka kropel soku z limonki
  • 30 ml oliwy z oliwek (+ewentualnie odrobina do podlania)
  • sól, pieprz
PRZYGOTOWANIE: 
Oba rodzaje pesto w zasadzie przygotowywałam w ten sam sposób (z tym, że zielone miksowałam, a fioletowo przygotowałam w moździeżu).
Uprażyć orzeszki piniowe na suchej patelni. Podrzeć bazylię (grubsze łodyżki odrzucić). Bazylię, parmezan, orzeszki i czosnek zmiksować. W trakcie dolewać stopniowo oliwę z oliwek. Na koniec dodać sok z limonki, pieprz i sól.
Podawać z makaronem, do mięsa lub ryb, do zup i przekąsek - do czego tylko Wam się zamarzy :) 


czwartek, 23 czerwca 2011

Grillowany grapefruit z syropem klonowym

Izka już w Stanach, niedawno dała znać, że doleciała bez problemów i że właśnie je śniadanie złożone z  talerza pełnego egzotycznych owoców :)  Obiecała, że będzie przesyłać zdjęcia i zdawać relacje, choć może mieć problem z dostępem do internetu - tak czy inaczej "kulinarne" opowieści z wyjazdu na pewno prędzej czy później się pojawią :)
Zostałam na prawie trzy miesiące sama... Postaram się nie zaniedbać blogowej aktywności - pracy wydaje się jakby mniej, zaczął się sezon ogórkowy (dosłownie i w przenośni:)), więc mam nadzieję, że w pełnej mobilizacji będę mogła kilka razy w tygodniu napisać Wam co ugotowałam - może być tylko trochę więcej dań o proporcjach dla jednej osoby.

Ten deser zrobiłyśmy jakiś czas temu, ale to jest coś w sam raz na taką pomieszaną pogodę - prosty, nie za słodki, niezbyt ciężki, intrygujący. Potrzebny jest bardzo dobry grapefruit - powinien być dojrzały i dosyć słodki. W podgrzanej wersji jego smak staje się bardziej intensywny i świetnie komponuje się z syropem klonowym. W ciepły dzień można podawać go z gałką śmietankowych lodów.

SKŁADNIKI:
  • 1 grapefruit z czerwonym miąższem
  • 2 łyżki syropu klonowego
  • 2 łyżeczki orzeszków piniowych
  • 1/2 łyżeczki cynamonu
PRZYGOTOWANIE:
Owoc przeciąć na pół, odciąć końcówki. Naciąć wokół nożem, między skórką a miąższem, aby łatwiej potem można było go wyjadać :) Grillować z obu stron przez 2-3 minuty, na średnim poziomie grzania.
Podawać jako deser, polane syropem klonowym. Można posypać cynamonem i orzeszkami. 

sobota, 18 czerwca 2011

Warsztaty "Desery kuchni rosyjskiej" w Akademii Kurta Schellera

9 czerwca odbyły się warsztaty kulinarne pt. "Desery kuchni rosyjskiej" organizowane przez miesięczniki Dobre Rady i Przyślij Przepis. Jako czytelniczka i użytkownik portalu kulinarnego bobyy.pl miałam zaszczyt w nich uczestniczyć. To były moje pierwsze kulinarne warsztaty i uważam je za całkiem udane :)


Gdy zapraszano mnie na kurs, na początku rozmowy telefonicznej usłyszałam, że to warsztaty Kuchni Rosyjskiej i pomyślałam, że chętnie ją poznam :) Potem okazało się, że kurs jest bardziej ukierunkowany i ogranicza się do deserów. Sama nie jestem słodyczowym łasuchem, aczkolwiek lubię czasem coś upiec dla bliskich, jednak stwierdziłam, że takie doświadczenie bardzo mi się przyda.
Na miejscu już z daleka poznałam znajome twarze, użytkowników, których znałam tylko z kulinarnych portali i blogosfery. Było mi miło poznać wszystkich na żywo!
Warsztaty prowadził sam Kurt Scheller - okazał się być przemiłym, otwartym człowiekiem z dużym poczuciem humoru. I od razu widać, że w kuchni czuje się jak ryba w wodzie.
W planie było do wykonania 5 deserów i przyznam szczerze, że sprawnie się z nimi uporaliśmy.





Wszystkie składniki były przygotowane, a mistrz rozdzielił obowiązki. Na początku nastawiałam się na bliny na słodko lub Pavlovą... z tym kojarzyła mi się kuchnia rosyjska. Menu było jednak zupełnie inne. Ja zaczęłam od robienia kisielu ze świeżych truskawek, a później robiłam napoleonkę. Jedną pozycję z menu już znałam - była to pascha. Jednak jej podanie było niecodzienne - nie jako babka twarogowa lecz w gałkach, jak lody. Ten deser smakował mi najbardziej, może dlatego, że degustowaliśmy go jako pierwszy i jeszcze miałam wilczy apetyt. Był smaczny, nie za słodki a konsystencja puszysta - na pewno zrobię go ponownie :)
Skosztowałam wszystkich deserów i wyczyściłam talerzyki, kto mnie zna - nie uwierzy :) Menu wyglądało tak:
- pascha,
pieczone jabłko z marcepanem i rodzynkami i pysznym sosem karmelowym - tzw. jabłko po petersbursku,
- kisiel owocowy,
- prosta napoleonka po rosyjsku (na bazie gotowego ciasta francuskiego)
- tarta ziemniaczana po rosyjsku - na słodko, z ugotowanych ziemniaków


































Na zakończenie tego spotkania otrzymaliśmy książki Kurta Schellera - Szefa kuchni wędrówki po świecie oczywiście z autografem inne upominki.



Książka jest niezwykła. Przeczytałam ją od deski do deski podczas długiego czasu spędzonego w podróży pociągiem na trasie Warszawa-Toruń, Toruń-Mogilno, Mogilno-Toruń. Jestem pod wrażeniem tak bogatych doświadczeń, życiorysu Kurta Schellera i przygód oczywiście! Mogę stwierdzić, że to pozytywny wariat :). Zazdroszczę mu perypetii napotkanych na drodze, odwagi i pewności siebie. Czytając książkę, do autora, a zarazem bohatera czuje się coraz większą sympatię... i to chyba nie tylko moje odczucia. Między przepisami (które też czytałam składnik po składniku:)), znajdują się ciekawe opisy kultury danego kraju, obserwacji i przygód Kurta Schellera. Z każdą kartką książka wciąga... szczerze polecam!


































Od sponsora warsztatów otrzymaliśmy także produkty Hepatil - bardzo się cieszę, tym bardziej, że wielkimi krokami zbliża się mój wyjazd do USA, a kraj ten kojarzony jest z ciężkim jedzeniem, i fast foodami. Obiecuję, że nie omieszkam zjeść dobrego burgera, steaka i skrzydełek BBQ, a do tego dobre piwo :)
Miłym zaskoczeniem było też to, że kilka dni po warsztatach do drzwi zapukał kurier z przesyłką - była to płyta ze zdjęciami z warsztatów oraz przepisy które wykonywaliśmy. Bardzo się cieszę, bo nie robiłam zbyt dużo zdjęć, starałam się słuchać
mistrza i działać. Nie zawsze nadążałam i śledziłam to, co  robi, bo nie nie mogłam być przy wszystkich stanowiskach naraz, a dzięki przepisom mogę sobie wszystko przypomnieć.

Podsumowując, atmosfera była niezwykle miła, ludzie życzliwi, a możliwość pracy na kuchni z mistrzem - bezcenna :)























Na pewno jeszcze w tym roku będziemy (tym razem z siostrą) na jednym z takich kursów. Całe szczęście będziemy miały możliwość wyboru tematu... Może tym razem coś "wytrawnego"? :)

sobota, 11 czerwca 2011

Słoneczny łosoś z egzotycznymi owocami - marakują, ananasem i pomarańczą.

To pomysł i inwencja własna ;) Takie słoneczne danie od razu wprawia w dobry nastrój. Łosoś wyszedł mięciutki, o pomarańczowym aromacie. Z egzotycznymi, świeżymi owocami wspaniale się komponuje - mogę polecać z czystym sumieniem :)

SKŁADNIKI: 
  • 5 świeżych dzwonek z łososia (grubości 3 cm)
  • przyprawa do ryb
  • świeżo mielony pieprz
  • marynata: 
  • 1 szklanka soku z pomarańczy
  • 1 łyżka ciemnego sosu sojowego
  • 1 łyżeczka płynnego miodu
  • 1/2 łyżeczki sproszkowanego imbiru
  • oraz:
  • 2 pomarańcze + skórka otarta z jednej pomarańczy
  • 1 ananas
  • 3 marakuje (passion fruit)
  • 1 cytryna
  • 2 łyżki oliwy
  • 1/2 łyżeczka pieprzu cayenne
PRZYGOTOWANIE:
Wymieszać dokładnie składniki marynaty. Łososia natrzeć dobrze pieprzem oraz przyprawą do ryb (użyłam mieszanki amerykańskiej - fish sesoning - paprika, garlic, onion, salt, spices). Dzwonka umieścić w zamykanym, mocnym woreczku i zalać marynatą. Wstawić na 3-5 godzin do lodówki, w międzyczasie potrząsnąć 2-3 razy woreczkiem.
Piekarnik nagrzać do 200 stopni. Blachę wyłożoną folią aluminiową nasmarować łyżką oliwy, umieścić na niej rybę z marynaty. Można jeszcze oprószyć przyprawą. Skropić sokiem z 1/4 cytryny i posypać równomiernie skórką otartą z jednej pomarańczy. Piec 25 minut (ostatnie 5 minut można zwiększyć temp. grzania z góry do 230 stopni).
Podawać z  cząstkami pomarańczy, plastrami cytryny, marakują oraz prostą salsą z ananasa. Ananas należy obrać, pokroić w drobnąkostkę, usunąć zdrewniały środek. Doprawić pieprzem cayenne, łyżką oliwy i sokiem z 1/4 cytryny.
Łososia podawać ze świeżymi owocami - salsą z ananasa, cząstkami pomarańczy i miąższem z marakuji.

Do obiadu podałam warzywa, jakie miałam "pod ręką", czyli cukinię (piekła się razem z rybą), oraz gotowany kalafior, to raczej polski akcent w tym karaibskim wydaniu :)
Idealnie pasuje ryż na sypko gotowany z dodatkiem szafranu !
*Z marynaty można zrobić sos - wymieszać go z 1 łyżką mąki ziemniaczanej, podgrzać do zgęstnienia i doprawić solą oraz pieprzem.

środa, 8 czerwca 2011

Coccoli z sałatką - włoskie inspiracje

Coccoli to małe kuleczki z wyrastającego kilka godzin ciasta drożdżowego, smażone w głębokim oleju. Potrawa pochodzi z Włoch i jest pyszna! Może służyć jako samodzielne danie obiadowe, lunch z sałatką lub przystawka. Nic więcej do szczęścia nie trzeba :)
Inspirowałam się przepisem pani Tessy Caponi-Borawskiej.

SKŁADNIKI:
(inspiracja: "Kuchnia" 6/2010)

  • 200 g mąki pszennej
  • 20 g świeżych drożdży (1/5 kostki)
  • 120 ml esencjonalnego, ciepłego bulionu 
  • olej do głębokiego smażenia
  • łyżeczka miękkiego, prawdziwego masła
sałatka:
  • rukola
  • pomidorki koktajlowe
  • mozzarella (twardsza)
  • wędzona szynka w cienkich plastrach
  • + pieprz, oliwa, ciemny sos balsamico
PRZYGOTOWANIE:
Drożdże wymieszać z ciepłym bulionem, dodać do mąki i wyrobić gładkie ciasto. Odstawić przykryte wilgotna ściereczką do wyrośnięcia (moje zostawiłam na 3 godziny). Z gotowego ciasta wyrobić małe kuleczki wielkości orzecha włoskiego (25 sztuk). Smażyć na złocisto-rumiany kolor w mocno rozgrzanym, głębokim oleju - urosną trochę, do wielkości małej moreli. Wyciągać na ręcznik papierowy. Podawać od razu po usmażeniu z sałatką z rukoli, mozzarelli, plastrów szynki i małych, słodkich pomidorów. Tuż przed podaniem sałatkę posypać pieprzem i skropić oliwą wymieszaną z sosem balsamicznym.


poniedziałek, 6 czerwca 2011

Chłodnik pomidorowy z naleśnikowym makaronem bazyliowym i twarogiem

Kasia wczoraj odkopała ten chłodnik z wersji roboczych i nabrałam apetytu na coś podobnego. Z moich dzisiejszych, kulinarnych kombinacji wyszedł lekki, pomidorowy chłodnik z czymś konkretnym w postaci naleśnikowego makaronu z bazylią i czubricą :) Dla smaczku - trochę twarogu. Wyszedł przepyszny - na te gorące dni mogę go śmiało polecać!


SKŁADNIKI:
  • 800 ml soku pomidorowego
  • 300 ml maślanki
  • 1 duży pomidor malinowy (400g)
  • 2 ząbki czosnku
  • 1/3 pęczka szczypiorku
  • 1 łyżeczka soli
  • 1 łyżeczka cukru
  • 1/2 łyżeczki pieprzu białego
  • pieprz czarny świeżo mielony
  • 2 łyżki kwaśnej śmietany 
  • oraz 200 g chudego twarogu do podania
makaron:
  • 200 ml mleka
  • 100 g mąki
  • 2 jajka
  • 1/2 łyżeczki soli
  • 1 łyżeczka czubricy zielonej
  • pełna garść świeżych listków bazylii
  • 3 łyżki oleju + do wysmarowania patelni
PRZYGOTOWANIE:
Sok pomidorowy wymieszać z maślanką. Schłodzić 1 godz w lodówce. Pomidora sparzyć, obrać ze skóry, usunąć gniazda nasienne, a miąższ pokroić. Czosnek posiekać, rozetrzeć z odrobiną soli. Do chłodnika dodać pomidory, czosnek, posiekany szczypiorek. Doprawić solą, pieprzem i cukrem. Wymieszać. Podawać od razu.
Makaron:
Zmiksować mleko, z jajkami, mąką, olejem, drobno posiekanymi listkami bazylii ( zwykła i cytrynowa) oraz przyprawami. Patelnię wysmarować olejem. Smażyć na średnio rozgrzanej patelni z obu stron (z podanych proporcji wyjdzie 4-5 sztuk). Pokroić na paski.

Zupę podawać z odrobiną kwaśnej śmietany, świeżo mielonym czarnym pieprzem, makaronem oraz kostkami twarogu. Przed podaniem dekorować listkami bazylii.


niedziela, 5 czerwca 2011

Chłodnik pomidorowy à la gazpacho z grillowaną tortillą

Intensywny tydzień, na krześle przy łóżku piętrzą się ubrania, a to niezbity dowód na to, że nie mam czasu nawet na podstawowe porządki. Do kuchni zaglądam sporadycznie, gdyby nie siostra, to na pewno umarłabym z głodu :) Ale w ten weekend trochę odpoczęłam (dzięki M. :*), poszłam na sushi z Izką i upiekłam te, już wielokrotnie sprawdzone bananowe muffiny.
Jest piękna pogoda - w taką można nie mieć wielkiego apetytu, ale warto zjeść coś lekkiego, co ma działanie orzeźwiające. Z roboczych przepisów odkopałam ten chłodnik à la gazpacho - z grillowaną papryką, ogórkiem (oczywiście dobrze umytym ;)), czosnkiem i ziołami. To idealna opcja na cieplejsze dni - jest pełen witamin i orzeźwiający. Im dłużej się chłodzi, tym aromat czosnku jest bardziej wyczuwalny. A chrupka tortilla i feta były strzałem w dziesiątkę!

SKŁADNIKI:
  • 1 mała czerwona papryka
  • 2 ząbki czosnku
  • 1/2 ogórka zielonego
  • 1 puszka pomidorów
  • 500 ml Passaty Podravka
  • łyżka oliwy z oliwek
  • sól morska
  • pieprz
  • szczypta chilli
  • 1 szklanka letniego bulionu warzywnego (np z kostki wegetariańskiej)
  • listki kolendry lub bazylii
  • 2 razowe placki tortilla
  • feta - jako dodatek
PRZYGOTOWANIE:
Paprykę pokrojoną w paski zgrillować na odrobinie oliwy. Schłodzoną w lodówce passatę przelać do miski, dodać szklankę bulionu i wymieszać. Dodać paprykę, pokrojonego ogórka, czosnek i małą garść listków bazylii. Całość delikatnie zmiksować - tak, żeby pozostawić małe kawałki warzyw. Przyprawić chilli, solą morską i pieprzem, dodać trochę dobrej oliwy. Schłodzić w lodówce przez ok. 1 godz. Podawać z grillowanymi trójkącikami tortilli i pokruszoną fetą.



sobota, 4 czerwca 2011

Gruszki faszerowane wątróbką

Wątróbka dobrze komponuje się z owocami - w tradycyjnej, staropolskiej wersji z cebulą i jabłkami, w sałatce z truskawkami, z sosem wiśniowym lub... lekko zapieczona w twardych gruszkach odmiany konferencja :) To danie kojarzy mi się obiadami jadanymi w ogrodzie, w czasach, w których miałyśmy po kilka lat :) A takie smaki warto sobie przypomnieć.

SKŁADNIKI:
  • 350 g wątróbki drobiowej
  • 2 duże gruszki konferencja
  • 2 białe cebule
  • olej+ łyżeczka smalcu lub masła
  • 1 łyżka mąki
  • sól, pieprz, majeranek
  • natka pietruszki
  • świeży tymianek (lub majeranek)
  • kasza jęczmienna do podania
PRZYGOTOWANIE:
Rozgrzać 3 łyżki oleju. Podsmażyć pokrojone cebule. Wątróbki opłukać, oczyścić i pokroić na kawałki. Każdy oprószyć mąką i dodać na patelnię, jednocześnie dodając też smalec lub masło. Smażyć, mieszając raz po raz do momentu ścięcia. Na koniec doprawić solą, pieprzem i majerankiem. Owoce przekroić na pół i wydrążyć, zostawiając 0,5 mm przy skórce. Pokrojony miąższ dodać do wątróbki. Dusić chwilę razem. Gruszki faszerować wątróbką i zapiekać w piekarniku nagrzanym do 190 stopni przez 20-25 minut. Gotowe posypać posiekaną natką i tymiankiem. Podawać z kaszą jęczmienną.