Ten tydzień pod wieloma względami nie był łatwy. Ale dziś jest jeden jedyny dzień, w którym mogę odpocząć, coś ugotować, poczytać cokolwiek, co nie jest tekstem o sztuce (kupiłam sobie
Szkołę niezbędnych składników Erici Bauermeister), napisać o wydarzeniu, w którym miałam przyjemność wziąć udział w zeszłym tygodniu.
Mieszkam w Toruniu. Jakby ktoś nie wiedział gdzie to jest - to takie małe miasto pod Grucznem. Tak w zeszły weekend podsumowano moje miejsce zamieszkania :) W pewien sposób się z tym zgadzam - Gruczno to dla mnie synonim smaku. W sierpniu zeszłego roku byliśmy tam z M. po raz pierwszy na Festiwalu Smaku. Przywieźliśmy koszyk pełen pyszności - sery zagrodowe, olej z Góry św. Wawrzyńca, wędliny itd. Pełen koszyk... a większość zniknęła w ciągu dwóch dni.
Gdy tylko dowiedziałam się o warsztatach "umiejętności kulinarnych" w Chełmnie "Alchemia i amory w kuchni", organizowanych przez Towarzystwo Przyjaciół Dolnej Wisły (to samo, które jest odpowiedzialne m.in. za Festiwal Smaku w Grucznie) stwierdziłam, że może być ciekawie. I było ;)
O przyprawach w staropolskiej kuchni opowiadał Pan Jarosław Dumanowski z UMK. Owoce morza przygotowywali Eugeniusz Mientkiewcz i Zbigniew Kmieć. Lubię jak Ci, którzy kochają jedzenie opowiadają o swojej pasji i dzielą się wiedzą. Zdaję sobie wówczas sprawę z tego, że po pierwsze - trochę już wiem, po drugie - to, co wiem, to kropla w morzu. Ale całe szczęście zawsze będzie coś do odkrycia.
Było całkiem pysznie. Improwizowane potrawy - krewetki z warzywami, ragoût z mięsem małży i suszonymi śliwkami, risotto z kalmarami. Na przekąskę zaserwowano pączki z nadzieniem z powideł z Gruczna (najlepszych na świecie:)). Czy się czegoś nauczyłam? No pewnie!
Są dwie zasady gotowania:
Zasada 1.: Nie zaczynaj gotowania bez kieliszka czegoś dobrego.
Zasada 2.: Jeśli czegoś nie ma w kuchni znaczy, że w ogóle nie było potrzebne
:)
W niedzielę wieczorem ugotowałam M. krewetki z warzywami na walentynkową kolację. Nie udało mi się dostać szarych krewetek (to wcale nie jest łatwe) i kwiatu muszkatołowca, którego używał pan Gieno, nie dodałam też zieleniny - ale i tak krewetki były pyszne, a efekt przypominał warsztatowy.
Krewetki z warzywami
przepis improwizowany, zmodyfikowany :)
SKŁADNIKI:
- 200 g krewetek
- jedna czerwona papryka
- jedna żółta papryka
- kilka gałązek selera naciowego
- marchewka
- ząbek czosnku
- dwie łyżki oliwy z oliwek
- 30 g masła
- 100 ml białego wina
- 100-150 ml słodkiej śmietanki 30 %
- gałka muszkatołowa
- cynamon
- sól, pieprz
PRZYGOTOWANIE:
Krewetki obrać, opłukać, osuszyć. Pokroić warzywa w dosyć duże kawałki. Rozgrzać oliwę i podsmażyć warzywa (papryki, seler, marchewkę) przez ok. 7 minut, pod przykryciem. Dodać czosnek, podsmażyć chwilę i wlać 50 ml wina. Poczekać aż odparuje. Na patelnię wrzucić krewetki, smażyć ok. 4-5 minut. Dodać pozostałe wino. Po chwili dodać śmietankę (tyle, żeby dno patelni było pokryte). Doprawić sporą szczyptą świeżo startej gałki muszkatołowej i cynamonu, solą i pieprzem. Przykryć, chwilę poddusić. Zdjąć z ognia, dodać plasterki masła, wymieszać i gotowe.
Warzywa powinny być sprężyste (nie rozgotowane), krewetki jędrne.
Podawać z białym pieczywem, które idealnie nadaje do tego, żeby wyczyścić talerze z nadmiaru sosu lub bardziej zredukować sos i podawać z makaronem :)