SKŁADNIKI:
- 15 arkuszy papieru ryżowego
- 100 g granulatu sojowego
- 1 szklanka bulionu warzywnego
- 1 średnia marchew
- 1/2 małej papryki
- 1 średnia czerwona cebula
- 3 łyżki kiełków fasoli mung z zalewy
- 3 suszone grzyby mun
- 1 mała ostra czerwona papryczka
- 1 ząbek czosnku
- 3 cm korzenia imbiru, obranego
- 1 łyżeczka przyprawy chińskiej 5 smaków
- sól, pieprz, szczypta cukru
- sos sojowy
- olej rzepakowy
Grzyby zalać wrzątkiem i odstawić na 15 minut. Granulat umieścić we wrzącym bulionie na 2 minuty, przemieszać, odcedzić na sicie i przelać zimną wodą. Grzyby gotować w wodzie, w której się moczyły przez kolejne 15 minut. Paprykę, marchew pokroić w cienkie paski. Papryczkę drobno posiekać, a imbir i czosnek zetrzeć na tarce o drobnych oczkach. Ugotowane grzyby również pokroić w cienkie paski. Na patelni rozgrzać 2 łyżki oleju, wrzucić granulat i przesmażyć 2 minuty, mieszając do odparowania. Dodać wszystkie warzywa, grzyby, imbir. Smażyć 5-7 minut. Doprawić solą, pieprzem, przyprawą chińską (5 smaków lub podobną) i sosem sojowym - dla akcentu dodałam też szczyptę cukru. Farsz przestudzić. Przygotować talerz z ciepłą wodą i deskę. W wodzie zanurzyć arkusz papieru ryżowego, by stał się miękki i plastyczny, następnie umieścić go delikatnie na desce, nakładać czubatą łyżkę farszu i zwinąć (najpierw brzeg, zagiąć boki i zrolować). Czynność powtórzyć z resztą arkuszy do momentu zużycia całego farszu. Na patelni rozgrzać mocno olej (ok. 1-1,5 cm głębokości). Sajgonki umieszczać zwiniętym miejscem do dołu i smażyć na złocisto-rumiany kolor z każdej strony, delikatnie obracając, by nie naruszyć ich struktury. Podawać z sosem słodko-pikantnym chili lub sosem do sajgonek.
* Aby uzyskać "zapałki" z marchewki, należy najpierw pokroić ją w cienkie, ukośnie plastry, a następnie układając po kilka plastrów na sobie takich, pokroić je w cienkie paski. Można też zetrzeć ja na tarce o grubych oczkach.
* Można zamienić grzyby mun na pieczarki, a kiełki fasoli na pędy bambusa z puszki.
* Jeśli sajgonki się rozpadają to warto zawinąć je w podwójną warstwę papieru ryżowego.
Apetyczna ta przekąska! Ja się bym chyba bała tej całej operacji robienia sajgonek - kupić jest łatwiej, ale nie wątpię, że takie samodzielnie zrobione wymiatają! :-)
OdpowiedzUsuńSajgonki strasznie lubię. Takie co palą, najlepsze. :)
OdpowiedzUsuńWyglądają smakowicie.
OdpowiedzUsuńUwielbiam kuchnię wegetariańską. Chętnie bym się skusiła na takie sajgonki :)
OdpowiedzUsuńSajgonki, pycha! Te, które robi moja mama są wśród naszych znajomych sławne i lubiane, każdy z chęcią zajada. Intryguje mnie ten granulat sojowy, cóż to za produkt? ;>
OdpowiedzUsuńOj zjadłabym... :)
OdpowiedzUsuńTakie sajgonki trafiają od początku do końca w moje kulinarne smaki, a także estetykę, pięknie wyglądają, pięknie podane i apetycznie się zapowiadają :)
OdpowiedzUsuńBardzo smakowite, ciekawi mnie ten granulat?
OdpowiedzUsuńJa normalnie nie mogę wchodzic na twojego bloga w pracy, bo wszystcy wkoło słysza jak mi brzuch burczy, a ja resztka sił próbuje sie opanowac by nie lizać monitora ;)))
OdpowiedzUsuńTraktujemy to jako komplemet, a nie reklamacja :) Pozdrowienia dla ekipy z pracy :)
UsuńŚwietnie wyglądają, a jak muszą smakować...;)
OdpowiedzUsuńprzepis na pewno wypróbuję, bo dobre sajgonki chodzą za mną od dawna :)
OdpowiedzUsuń