Oto dosyć krótka relacja fotograficzna - zdecydowanie jedzenie było bardziej pasjonującą czynnością niż fotografowanie :)
A to sery z Rancho Frontiera (nabyłam po kawałku mazuriano i dżersejana). Uwaga - uzależniają :) Mazuriano to taki nasz polski pecorino :)
Chyba dwa stoiska dalej były sery kozie. Ser kozi farmerski (jeśli dobrze pamiętam nazwę) był całkiem niezły.
Jeszcze dalej okazale prezentowały się sery Łomnickie z przeróżnymi przyprawami... kupiłam kawałek z czosnkiem niedźwiedzim - przepyszny.
Oto sery Grądzkie, które zdecydowanie pachniały najintensywniej (i obok których nie można obojętnie przejść, więc było tam raczej tłoczno:))
Nie mogło też zabraknąć dobrego pieczywa - nie mam co prawda zdjęcia chleba pieczonego na liściach chrzanu - ale kromka takiego chleba ze smalcem to jedno z bardziej "konkretnych" doznań smakowych :)
Ten kocioł był fascynujący (widziałam go już w kilku fotorelacjach) - powidła śliwkowe z Doliny Dolnej Wisły są już dosyć sławne :)
Już tradycyjnie przypomnieliśmy sobie smak lodów tradycyjnych. Pyszności!
Wielka pajda chleba ze smalcem i ogórkiem, kilka serków na ciepło i lody tradycjne to było za mało dla dwójki wygłodniałych podróżników... Co roku znajdujemy jakieś babcie z domowym jedzeniem i tym razem mix pierogów z Chrystkowa do końca zaspokoił nasz głód (całe szczęście, że miałam sukienkę luźną w pasie:))
Nie żebym szerzyła alkoholizm, ale te piwa zasługują na wzmiankę - browar Amber rządził na festiwalu :)
Atrakcji i pyszności było oczywiście o wiele, wiele więcej. Można tam było spokojnie spędzić cały dzień, rozmawiając z wystawcami. Szkoda tylko, że kolejny festiwal dopiero za rok - gruczeńskiego klimatu nie ma żaden inny festiwal :)
PS.
Panu M. dziękuję, że mnie tam zabrał. On już wie dlaczego :)
Dla mnie to trochę daleko, ale może za rok się skuszę:] Te sery wyglądają szałowo!
OdpowiedzUsuńPiękna fotorelacja! Żałuję, że nie mogłam w tym roku pojechać, ale może next year!
OdpowiedzUsuńChętnie wybrałabym sie na takie wydarzenie. Sery wyglądają niezwykle kusząco, chętnie bym poprobowała tych pyszności :)
OdpowiedzUsuńMocca, Eve, Aneto - polecam gorąco - już sobie zaplanujcie jeden z sierpniowych, przyszłorocznych weekendów :)
OdpowiedzUsuńHmm zapomniałam o lodach napisać, że były dobre:) Ja akurat jadłam czekoladową kulkę, która prawie wylądowała na ziemi, a wpsółtowarzysze truskawke i wanilie, chyba truskawka najlepsza:) Piękne zdjęcia. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńp.s. tam, gdzie gotowali te powidła, było stoisko niedalekiej agroturystyki, w któej można sobie jeść owoce z ich sadu prosto, a to chyba fajne. A z czym były pierogi? Ja akurat jechałam na obiad, więc nie skosztowałam.
Nieśka - przy pierogach było napisane - mix mięso, kapusta, leśne grzyby - myślałam, że to będzie mix na zasadzie: po dwa z różnymi nadzieniami, ale mix polegał na zmiksowanym farszu mięsno-grzybowo-kapustnym, który był niezły, taki domowy :) Sześć pierogów to absolutne maksimum, które byłam w stanie wciągnąć :)
OdpowiedzUsuń