Wczoraj nie mogłam się oprzeć i kupiłam trochę czerwonych poziomek. Na kilku krzaczkach mojej mamy w tym roku nie było ich zbyt dużo (wystarczyło na 2 słoiczki przepysznej konfitury+trochę do podjadania), więc odczuwam pewien porzeczkowy niedosyt. Ich specyficzna kwaskowatość sprawia, że idealnie zgrywają się z ciastami. Nie ma odwrotu, trzeba coś z nimi upiec :)
Najlepiej wspominam placek z porzeczkami mojej mamy - na cienkim spodzie, z najlepszą na świecie, grubą kruszonką. Lubiliśmy zrywać porzeczki, ale były zawsze zbyt kwaśne, żeby zjeść je w dużej ilości prosto z krzaczka... zupełnie inaczej niż np. maliny. Placek był jednym ze sposobów, żeby kwaśne porzeczki zostały zjedzone przez głodne dzieci :)
Wyjściowy przepis na dzisiejsze ciasto jogurtowe znalazłam na blogu pewnej Portugalki mieszkającej w Anglii - Azélii (link poniżej). Zwraca ona uwagę na wiele szczegółów podczas pieczenia i dzięki temu to ciasto mogę uważać za całkiem udane, choć na początku trochę za szybko wyjęłam je z piekarnika (stąd te spękania na wierzchu) - poza 35 minutami przepisowego pieczenia dobrze mu zrobiło dodatkowych 15 minut - ale wynika to z tego, że dodałam wszystkie porzeczki jakie miałam (czyli 30 dag), a to dosyć dużo. Ciasto jest wilgotne i puszyste, z lekko chrupiącą skórką. Owoce lekko "osiadają" na dnie, co daje fajny efekt warstw. To ciasto w sam raz na leniwe, niedzielne popołudnie :)
SKŁADNIKI:
Inspiracja: Azélia Kitchen
- mokre:
- 250 g gęstego jogurtu naturalnego
- 120 g stopionego masła
- szczypta soli
- 3 duże jajka
- kilka kropel olejku migdałowego suche:
- 2 szklanki mąki pszennej
- 1 szklanka cukru
- 1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
- 1/4 łyżeczki sody oczyszczonej
owoce: - 300 g czerwonej porzeczki (lub mniej)
- 3 łyżki cukru
- łyżka mąki
W dwóch miskach wymieszać osobno suche i mokre składniki. Rozgrzać piekarnik do temp. 170 stopni (z termoobiegiem, lub 190 - jeśli mamy piekarnik bez termoobiegu). Stopniowo wsypywać suche składniki do mokrych, mieszając tak długo, aż nie będzie widać mąki - ciasto nie musi być idealnie gładkie i niezbyt sztywne - jeśli jest można dodać 1 lub 2 łyżki mleka, jak radzi Azélia.
Niedużą tortownicę (średnica 24 cm) posmarować masłem i posypać bułką tartą lub kaszką manną.
Opłukane i osuszone porzeczki delikatnie wymieszać z trzema łyżkami cukru i łyżką mąki. Delikatnie wmieszać je w masę tuż przed wyłożeniem całości do tortownicy.
Wlać masę do tortownicy. Piec ok. 40 minut - w trakcie pieczenia sprawdzać drewnianym patyczkiem stan :upieczenia. Mojej, mocno owocowej wersji ciasta potrzeba było 50 minut w piekarniku w 170 stopniach.
Po upieczeniu i przestudzeniu posypać ciasto cukrem pudrem.
Ciasto znakomicie się prezentuje! Miłego niedzielnego wieczoru!
OdpowiedzUsuńŚliczne ciasto i zdjęcia jakieś takie w "retro" klimacie :-) Rzeczywiście wygląda jak idealne ciasto na niedzielne popołudnie.
OdpowiedzUsuńprzepysznie sie prezentuje na tych foteczkach :) fajny przepis,bardzo lubie ciasta z porzeczkami,lubie kwaskowosc tych owocow :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Dobra nuta! Porzeczki też przednie, aż ślinka cieknie!
OdpowiedzUsuńPyszne - klasyczne, letnie ciasto z owocami. Takie, które zawsze przypomina właśnie niedzielne wakacyjne popołudnia ;-)
OdpowiedzUsuńWygląda zniewalająco! I w środku to co najlepsze - czerwone porzeczki! To ciasto z marzeń:)
OdpowiedzUsuńI jak tu nie lubić niedzielnych popołudni? :]
OdpowiedzUsuńWSPANIAŁE!!! DZIĘKI KOCHANA!
OdpowiedzUsuńPorzeczkę uwielbiam, szczególnie czerwoną. Jeśli ciasto jest wilgotne, to ja chętnie zjem kawałek, a może nawet trzy :)
OdpowiedzUsuń