Strony

czwartek, 16 lutego 2012

Pączki nadziane kremem Baileys

Kalorie mnożą się przez... pączkowanie (podobno), jak to wczoraj trafnie ujął nasz znajomy w tym rysunku: klik - fb ;) Czy pozwolić sobie na słodką rozpustę przez jeden dzień w roku? Pewnie - pod warunkiem, że przez weekend będziecie mieć możliwość by to wszystko spalić... całe szczęście okazji przy tej śnieżnej pogodzie jest mnóstwo. Niech po tłustym czwartku sanki / narty / łyżwy zostaną odkurzone! :)
Aż trudno się przyznać, ale nigdy wcześniej nie robiłam pączków. Były faworki, pyszne racuszki z ricotty, ale nie pączki. Początkowo marzyły mi się takie nadziane konfiturą różaną... ale butelka likeru Baileys, który od czasu do czasu wzbogaca smak popołudniowej kawy, zdecydowanie bardziej kusiła swoją zawartością. Przepis na pączki Wolfganga Süpke z nadzieniem na bazie likieru znalazłam na stronie domowe-wypieki.pl. Chciałam usmażyć mniejsze pączki - takie na 3-4 kęsy, więc zmniejszyłam ilość składników o połowę. Poza tym jako pączkowa debiutantka, chcąc mieć pewność, że wszystko się uda, trzymałam się przepisu.
Pączki wyszły lekko wilgotne i puszyste (chociaż nie tak jak tradycyjne), nadzieniu trudno się oprzeć (smak likieru jest cudownie dominujący), więc mimo tego, że pracy przy przygotowaniu jest sporo - efekt jest wart zachodu :)
Z podanej porcji wyszły 22 małe pączki (kuleczki surowego ciasta ważyły ok. 40 g).

SKŁADNIKI:
(inspiracja: domowe-wypieki.pl)
  • 0,5 kg mąki pszennej
  • 175 ml mleka
  • 40 g świeżych drożdży
  • 75 g miękkiego masła
  • 50 g cukru
  • 5 g soli
  • 4 żółtka z dużych jajek
  • 1 duże jajko
  • olej do smażenia (ok. 0,5 - 0,7 l - pączki muszą swobodnie pływać)
Krem:
  • 250 ml mleka
  • 2 łyżki cukru
  • 40 g budyniu waniliowego (bez cukru) 
  • 170 ml likieru Baileys
PRZYGOTOWANIE:
Lekko podgrzać mleko (ma być ciepłe - ok. 40 stopni C wystarczy). Połowę mąki (250 g) przesiać i zagnieść lekkie ciasto z mlekiem i drożdżami. Przykryć bawełnianą ściereczką i pozostawić na 45 minut do wyrośnięcia.
Po tym czasie dodać do ciasta pozostałe składniki i przez kilka minut intensywnie zagniatać, aż powstanie gładkie ciasto. Ponownie przykryć i odczekać 15 minut.  Zagnieść ponownie, zbierając ciasto od zewnątrz miski do środka - powtórzyć tę czynność jeszcze dwa razy w odstępach piętnastominutowych.
Lekko posypać blat mąką. Z wyrośniętego ciasta odrywać małe kawałki (po 40 g.), formować z nich kuleczki i układać w odstępach na blacie. Powinny wyrastać jeszcze przez 45 min.
Rozgrzać olej (lub smalec). Smażyć w dużym garnku na rozgrzanym tłuszczu po ok. 2 min. z każdej strony - aż uzyskają upragniony kolor*. Skorzystałam z rady autorów przepisu i zanurzałam lekko pączki, by podsmażyć lekko biały pasek - pączki dzięki temu nie miały prawa stracić kształtu :)
Po usmażeniu odkładać pączki na ręczniki papierowe, by ociekły z tłuszczu.

Przygotować nadzienie. Pół szklanki mleka wymieszać z cukrem i budyniem. Pozostałe mleko zagotować i dodać wymieszany z cukrem i mlekiem budyń. Na małym ogniu ugotować gęsty budyń, przez cały czas mieszając. Gdy nabierze gęstej konsystencji dodać likier i wymieszać, aż masa będzie gładka. Masę włożyć do szprycy cukierniczej z długą końcówką i wstrzykiwać nadzienie do pączków :)

Na koniec (gdy pączki będą jeszcze lekko ciepłe) posypać cukrem pudrem lub polać roztopioną, mleczną czekoladą (wymieszaną z odrobiną mleka) i posypać kolorową posypką :)
Voilà!

* Nie lubię jak pączki są blade, więc smażyłam je tak, by były bardziej rumiane - wystarczy jednak minuta / pół minuty skrócić proces smażenia, by były jaśniejsze - przy dobrze rozgrzanym oleju smażenie jest błyskawiczne, a pączki nie chłoną tłuszczu.



































Oczywiście jeść ;)

17 komentarzy:

  1. Od samego "paczenia" można się najeść :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. no jesteś niemożliwa, katować takimi pączkami jak wszędzie dookoła tylko tradycyjne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bernadeto jeszcze kilka zostało - zapraszamy :)

      Usuń
    2. Niemożliwe to było samozaparcie i poświęcenie;) Początek godz. 21:00- koniec 1:00 (już po zrobieniu zdjęć). Pobudka do pracy 4:30 :)

      Usuń
  3. Wypacze oczy jak będę tak paczeć :-) Uśmiałam się, widząc tego kota :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No popacz. My tak mamy za każdym razem, jak go widzimy ;)

      Usuń
    2. No tak, paczenie wchodzi w krew :-D

      Usuń
  4. Kasiu,kalorie w Twoim wydaniu wydają mi się niczym.
    Ot,bańką mydlaną,czymś zupełnie nieistotnym.
    I chciałabym jeść,jeść i...paczeć.
    Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Amber gdybyś wiedziała ile ja tych baniek wczoraj zjadłam ;) Najlepiej by było gdyby teraz pękły - ot tak ;)

      Usuń
  5. Lubię paczeć, ale jeszcze bardziej lubię jeść;))

    OdpowiedzUsuń
  6. No wiesz...?! Jak na pączkującą debiutantkę to wyszły Ci idealne te pączki! ;) Rewelacja.

    OdpowiedzUsuń
  7. Pewnie, że jeść, mój pies je, a te wspaniale wyglądają i to jeszcze takie promilowe trochę :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Najbardziej podobają mi się te z różową posypką - wyglądają uroczo.

    OdpowiedzUsuń
  9. och, piekne zdjęcia!
    a te pączki... ślinka cieknie!

    OdpowiedzUsuń
  10. O kurczę, po takich pączkach to nie tylko biodra rosną, ale i stężenie alkoholu we krwi :)
    Ale wyglądają obłędnie! Ja dzisiaj z powodu ostatniego czwartku lecę na marchwiance :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Wystapił błąd, patrzeć piszemy przez "trz" a nie "cz"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie błąd ;) Polecam: http://www.memowisko.com/2011/12/co-ja-pacze-czyli-starecat-po-polsku.html :)

      Usuń

Dziękujemy za wizytę na blogu!
Jeśli komentujesz, korzystając z opcji "anonimowy", prosimy napisz w komentarzu nick lub swoje imię ;)